bo ważne jest to co TU i TERAZ

niedziela, 25 grudnia 2011

Nowy Rok - nowe plany

Nowy Rok to jakby czysta karta. Jak na razie nie ubolewam, że jestem o rok starsza, za to cieszę się, że mogę mieć poczucie jakbym zaczynała coś od poczatku. Chociaż nie uważam, że z pewnymi zmianami należy czekać do 1-go stycznia.

Nie mogę się oprzeć, żeby nie podsumować minionego roku, bo był świetny. Sama siebie zaskoczyłam w wielu aspektach:

  • schudłam 13 kilo
  • udało mi się spędzać czas bardziej aktywnie, braliśmy udział w rajdach rowerowych, nawet jeździłam do pracy rowerem
  • pochłonęło mnie szydełkowanie, dzięki czemu wszystkie moje koleżanki obdarowane zostały bransoletkami, a nawet zaczęłam zarabiać na kordonki :)
  • przestałam spać do południa w wolne dni
  • odważyłam się ściąć na krótko włosy i była to trafiona decyzja
  • zaczęłam śpiewać w chórze :)
  • zaczęłam pisać wierszyko-rymowanki, głównie na okoliczność urodzin przyjaciół :)

W sferze zawodowej sprawdził mi się horoskop z Wróżki:

Lew 2011


Koniec z chowaniem głowy w piasek. Czas stawić czoła największym wyzwaniom. Zrobisz piorunujące wrażenie, na kim tylko zechcesz.

Praca i pieniądze
Praca nie będzie teraz dla ciebie najważniejsza, ale nawet siedząc cicho w kącie i robiąc swoje, nie unikniesz nagrody. Awans po prostu jest ci pisany i kropka. Prawdopodobnie otrzymasz go w drugiej połowie roku i będzie to dla ciebie niemałym zaskoczeniem. No nie bądź taki skromny, przecież dobrze wiesz, że na niego zasługujesz.

Nie było lekko, ale uważam, że podołałam. Awans i nowe obowiązki - jak na razie daję radę.
I czekam na horoskop na 2012 ;)

W Nowym Roku chciałabym mieć nadal tyle chęci do robienia tych wszystkich rzeczy co dotychczas. W pracy życzyli mi odkrycia kolejnych talentów, ale aż się boję co by to mogło być ;) Chciałabym znaleźć czas na czytanie książek, bo za mało czytam. Nadal staram się ogarnąć domowy budżet - może w tym roku będzie mi to lepiej szło. Nie będzie lekko, bo musimy ruszać dalej z remontem, a to będzie kosztowało. Postanowiłam, że skoro sprawdziłam, że metoda małych kroków się sprawdza, to zastosuję ją tutaj - i na następne Boże Narodzenie przyjmę gości u s i e b i e i ugotuję pierwszy w życiu bigos! Bo nie ma innej opcji. Chodzi mi po głowie jeszcze jedna sprawa, która może zostać rozstrzygnięta w tym roku. To zależy od tego, czy mój mąż zrozumie wreszcie pewne sprawy.

Podsumowując: życzę sobie i wszystkim,

aby za rok byli tak zadowoleni z 2012 roku, jak ja jestem z tego minionego!

Zgodnie z poniższą instrukcją obsługi świąt nie będę jeszcze stosować diety, ale PO świętach co najmniej dwa kilo do zrzucenia, niestety. No cóż, jak się ucztowało na trzech wigiliach, to chyba nic dziwnego ;)

Wesołych Świąt!



Za pośrednictwem Elvisa - bo nie może być świąt bez niego - życzę aby w te święta nikomu nie zabrakło tego, co jest dla niego najważniejsze! Wszystkiego naj i rodzinnych, radosnych świąt!

niedziela, 11 grudnia 2011

Dawno nie pisałam i zastanawiam się dlaczego. Chyba pisanie, któremu kiedyś poświęcałam więcej czasu zeszło na dalszy plan zepchnięte przez inne sprawy, które teraz absorbują mnie bardziej. A są to: szydełko, śpiewanie w chórze i wymyślanie rymowanek od czasu do czasu :)
Ostatnio szydełkuję też na zamówienie i wreszcie nie muszę się martwić, że kordonki i włóczki, jakby nie patrzeć, kosztują. Oto moje ostatnie produkcje :)

Mały akcent świąteczny:
Zrobiłam też czapkę - kota dla miłośniczki kotów :) Czapka ma ogon wzorowany na ogonie muflonowym :)))
Dzięki tej czapce mam nowe zamówienie i wkrótce pokażę wam czapkę-pandę :)

A poza tym śpiewam... Wspominałam, że od końca września ćwiczymy kolędy. Jednakże całkiem inaczej się je śpiewa w październiku czy listopadzie, a całkiem inaczej w grudniu. Teraz jest naprawdę super. Wsiąkłam w te klimaty i nie nudzi mnie to wcale. Chór też się pomału nrozkręca, zaczynamy być zapraszani na różne okazje. W międzyczasie mieliśmy na przykład występ z okazji Święta Niepodległości. Najbliższy ważny występ to koncert kolęd właśnie, 28-go grudnia. Wystąpimy wtedy w togach - normalnie czad!


W pracy zapieprz chyba się nie skończy i przestałam się łudzić, że jeszcze miesiąc i będzie łatwiej. Także po prostu robię swoje i staram się zrobić jak najwięcej i jak najwięcej nauczyć, bo ciągle jeszcze jest taka możliwość.
A Robaki nadal utrzymują poziom. Jestem po zebraniu u Iki, a przed zebraniem u Jaśka. Jasiek jak na razie ma jedno zagrożenie:

Oby jak najwięcej takich :)

czwartek, 3 listopada 2011

Rozważania o wadze i nie tylko...

Rok temu o tej porze ważyłam 12,5 kg więcej. W czerwcu stanęłam na 75 kg i tak się to waha teraz +/- 1 kg. Ale słodyczowy nałóg wraca i dlatego pomyślałam, że spróbuję jak rok temu, odstawić je na podobnych zasadach. No i chciałabym schudnąć jeszcze 5 kilo, bo mam ciągle całkiem sporo tłuszczyku na tułowiu :) No i miałabym bezpieczniejszy margines niż teraz. Myślę że 75 kilo, to powinna być dla mnie nieprzekraczalna granica jeśli chodzi o wagę. Hehe, brzmi co najmniej jakby to był 1 stycznia i postanowienia noworoczne, a nie początek listopada :)

Tak, kwestia wagi ostatnio chodzi mi po głowie, ale nie tylko. Nauczyłam się robić na drutach! Po raz trzeci... Aby znowu nie zapomnieć jak się nabiera oczka nakręciłam sobie komórką filmik instruktażowy z babcią w roli głównej :)) No i mam głowę pełna pomysłów i czuję się taka nieograniczona teraz!

No i mamy jesień. 1 listopada tego roku co prawda był tak ciepłym dniem, że gdyby nie przebieżka po cmentarzach, mogłabym śmiało wyciągnąć jeszcze leżaczek :) A tak pozostaje mi tylko jeszcze najbliższy weekend, który ma być ciepły, więc planuję rowerek. Taaaak, chciałabym, żeby ta pora jesienno-zimowa była w miarę aktywna, więc po długim zastanawianiu się kupiłam sobie nawet kurtkę sportową, żeby można było w niej jeździć na rowerze, łyżwach czy biegać. To tyle jeśli chodzi o plany, zobaczymy jak będzie z realizacją :) Super byłoby gdyby udało się być aktywną 3 razy w tygodniu, w pierwszej połowie października się udało, potem tylko chwilowo na zdrowiu podupadłam.

Jestem po wywiadówkach w szkołach moich dzieci i muszę pochwalić obydwa moje Robaki. Dominika trzyma poziom mimo dodatkowych obowiązków w szkole muzycznej, a Jasiek... otworzyła mu się chyba jakaś klapka w mózgu odkąd poszedł do tego gimnazjum! Ostatnio napisał klasówkę z niemieckiego najlepiej w klasie! Jestem taka dumna :)

piątek, 14 października 2011

Długo nie pisałam. Chyba mam ciekawsze zajęcia niż przesiadywanie przed kompem po prostu ;) Moją potrzebę ekshibicjonizmu zaspokajają lakoniczne wpisy na Facebooku :)
Odczuwam jednakże dyskomfort mając świadomość, że blog leży odłogiem, chociaż odkąd przeniosłam się tu z bloxa mam wrażenie że nikt go nie czyta.

Ostatnio pisałam głównie o szkole moich Robaków. Miałam trochę spraw na głowie w związku z początkiem roku szkolnego, ale to normalne: ostatnie zakupy książkowo-zeszytowe, zebrania w szkole itd. Teraz unormowało się to na tyle, że dwa razy w tygodniu Dominika ma zajęcia w szkole muzycznej, gdzie jedzie sama lub ja ją podrzucam/odbieram. To taki dodatkowy nowy obowiązek. Poza tym codziennie pomagam Jaśkowi w lekcjach, jeśli jest taka potrzeba, ale przede wszystkim sprawdzam jak się spakował na następny dzień i czy wszystkie prace domowe ma zrobione. Efekty tego poznam na najbliższym zebraniu, ale jak na razie wydaje mi się, że liczba nieprzygotowań i pał za brak pracy domowej została znacznie zminimalizowana w porównaniu z ubiegłym rokiem o tej samej porze :) Ale chcę żeby dobrze zaczął nowy rok szkolny w nowej szkole i będę to kontynuować dopóki będzie to konieczne (mam nadzieję, że wcześniej niż przed maturą zaprzestanę ;)

Sama mam swoje próby chóru we wtorki albowiem mi nie przeszła chęć na śpiewanie :) 24-go września wystąpiliśmy na jeszcze jednych dożynkach. Do tej pory nigdy nie byłam na dożynkach, a w tym roku zaliczyłam dwie tego typu imprezy i zwiedziłam dwie gminy naszego powiatu, przez co poszerzyłam swoją wiedzę na temat okolicy w której mieszkam ;) Same korzyści. Tydzień temu mieliśmy warsztaty dotyczące emisji głosu, było bardzo ciekawie i wreszcie rozumiem, czego dokładnie chce od nas nasz dyrygent :) Następne występy nas czekające to śpiew na mszy w Święto Niepodległości, a potem dwa koncerty kolęd w grudniu. Do tych ostatnich przygotowujemy się już od końca września, jak tylko minął sezon na na dożynki, także zaczęłam okres przygotowań świątecznych w tym roku wcześniej niż supermarkety ;)

Jak widać udało mi się odczarować wrzesień i październik, które przespałam w zeszłym roku i bałam że to się może powtórzyć w tym roku. Na szczęście nic z tych rzeczy. Poza próbami i występami chóru byłam we wrześniu na zawodach strzeleckich i w zasadzie każdy weekend miałam zajęty. Pogoda dopisała i rower jest ciągle w użyciu, aczkolwiek jeżdżę tylko w weekendy, bo w tygodniu robi się za szybko ciemno, jak dla mnie. Ale nie przeszkadza to w bieganiu, na które się zdecydowałam wczoraj pierwszy raz. I tak o to przechodzę do tematu, związanego z moim odchudzaniem :)
Z końcem września minął upłynął czas przeznaczony na realizację założonego przeze mnie w lutym planu. Zgodnie z nim miałam chudnąć dwa kilo miesięcznie. Zaczynając od 82,7 kg zeszłabym w ten sposób do 67 kg, chudnąc prawie 16 kilo. Moja waga na 30 września to 75 kg, plan zrealizowałam w 50%, brzmi jak marny wynik. Ale jestem zadowolona mimo tego!!! Od 1-go listopada schudłam 13 kg, czuję się fantastycznie, nie bolą mnie plecy i na pewno odciążyłam moje biedne_ze_skłonnością_do_żylaków_nogi! No i uważam, że wyglądam dobrze przy tej wadze - podobam się sobie :) Także nie uważam tego wyniku za porażkę, nieważne, że nie schudłam tyle ile założyłam, najważniejsze że przestałam tyć i że nadal trzymam wagę. Trzymam ją od czerwca... Przyznam jednakże że chciałabym jeszcze zejść do tych 70, tak żeby czuć się bezpieczniej na wypadek choćby wahań wagi. Może więc od listopada tego roku wdrożę nowy plan :) Na razie staram się 3 razy w tygodniu być aktywną fizycznie, czyli rower, bieganie, rolki. Ze słodyczami jest ciężko. Chyba muszę dać sobie znowu szlaban. Co za cholerny nałóg.

Moja pasja do szydełkowania mnie nie odpuszcza i na moje szczęście udało mi się sprzedać cztery bransoletki, także chociaż zarobiłam na kordonki i inne gadżety :) Oto ostatni model, prezent urodzinowy dla przyjaciólki:


Wcześniej natomiast wydziergałam coś takiego:


Teraz przymierzam się do szydełkowania szerszych bransoletek grubszą włóczką w związku z sezonem jesienno-zimowym. No i mam też koncepcję na zrobienie szalo-kominów, ale szukam odpowiedniej włóczki.

A dzisiaj w nocy był pierwszy przymrozek powodujący konieczność skrobania szyb w samochodzie rano. Hmmm, jeszcze dwa tygodnie temu, pierwszy weekend października spędziłam na leżaczku łapiąc ostatnie piegi. Czas się przestawić na tryb zimowy. Chyba jutro zrobię wreszcie przegląd okryć zimowych mojego potomstwa :)

piątek, 9 września 2011

Mam za sobą pierwszy tydzień roku szkolnego. Odczułam go na własnej skórze dość mocno, głównie dzięki temu, że zapisałam Dominikę do szkoły muzycznej. Codziennie po pracy musiałam pędzić z powrotem a to na spotkanie w celu ustalenia godzin lekcji, a to żeby zawieźć ją na lekcje, a to na swoje zajęcia, na koniec z Lafi do weterynarza. Na nic marzenia, że się prześpię po południu. Nawet dzisiaj, chociaż niczego nie planowałam, zlądowałam w domu po 18. Najpierw dlatego, że nie mogłam się ogarnąć w pracy, a potem jeszcze okazało się, że mam zebranie w szkole muzycznej, o którym Dominika mi zapomniała powiedzieć. Całe szczęście, że jechałam tam prosto z pracy, bo jakbym była już w domu, to pewnie nie chciałoby mi się ruszyć. No i tydzień się wreszcie skończył.

A jutro... A jutro śpiewam z chórem na dożynkach :) Tak, bo od miesiąca chodzę na próby chóru :) Jak przeżyję ten występ, to będę chodzić dalej. I dalej występować, bo całkiem sporo imprez ten mój chór obstawia ;)

piątek, 2 września 2011

Drugą część urlopu również mogę uznać za udaną, chociaż mniej lajtową. Ale i tak spotkałam się z kilkoma osobami i powylegiwałam na plaży w piękny i słoneczny dzień. Podsumowując oba tygodnie cieszę się z tego, że była okazja do odwiedzenia paru osób, z którymi zbyt często się nie widzę, odkąd nie bywam tak często w kurorcie. No i smażing i plażing... Już nie pamiętam, kiedy byłam opalona tak jak w tym roku. Ale to chyba też dzięki rowerowi. I dzięki leżaczkowi zakupionemu w tym roku :) No i ogólnie jestem zadowolona ze swojego wyglądu, chociaż do planowanej wagi brakuje mi 6 kilo. Pozytywny aspekt jest taki, że waga stoi, nie idzie w górę. Zastanawiam się nawet, czy gdybym więcej schudła, to czy nie wyglądałabym gorzej niż teraz: może paszcza by mi się za bardzo wydłużyła, cycki obwisły jeszcze bardziej... Hehe. Także nic na siłę. Ale planuję koniec obijania i powrót do ćwiczeń, bo przez wakacje zero hula hopu i ćwiczeń na piłce. Teraz będzie mniej roweru, więc trzeba go czymś zastąpić.

No dobra, ale skończmy o mnie. Rok szkolny się zaczął i nadeszła chwila, której od dawna się obawiałam. Moje dziecko poszło do gimnazjum. W moim wyobrażeniu pomysł z gimnazjami jest do bani i nie wnosi nic pozytywnego, jest za to powodem wielu chorych zdarzeń. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że mój rozsądny o dobrym charakterze syn nie ulegnie złym wpływom. Amen.

wtorek, 23 sierpnia 2011

urlopiku ciąg dalszy :)

Tak, znowu mam urlop, hie hie :)

Posprzątałam trochę w domu, odbyłam copółroczny przegląd ginekologiczny i mogę się byczyć :) Znowu jest całkiem przyzwoita pogoda. I mam nadzieję, ze tak się utrzyma, bo jutro robimy powtórkę sprzed trzech tygodni i znowu jedziemy do mamy na działkę. Tym razem tylko na trzy dni, do piątku, bo na sobotę muszę być z powrotem: mamy pracowy rajd rowerowy :) Dlatego rowerów już nie bierzemy, za krótko, żeby się z nimi taszczyć, odbijemy to sobie na rajdzie. Ale mam nadzieję, że plażowanie wypali...



piątek, 19 sierpnia 2011

Po kilkunastu wspólnych latach doczekałam się wreszcie przyzwoitych kwiatów od męża :)

Lepiej późno niż później ;)

czwartek, 18 sierpnia 2011

Jutro moje urodziny. Przez pomyłkę życzenia w pracy złożono mi już we wtorek :))) Także prezent - kasiora - już otrzymałam. W ramach poczęstunku zakupiłam cukierki a Robaki upiekły mi murzynka. Bo od jakiegoś czasu pieczeniem ciast się nie zajmuję, tylko zlecam, oczywiście Jaśkowi. Ten natomiast, jako nadworny cukiernik nie chce się zajmować tak prozaicznymi sprawami jak zakup potrzebnych składników i 'używa' do tego siostry. I tak to sobie współpracują, Ika dzięki temu otrzymuje potem miskę po cieście do wylizania ;)))

Myślałam o zorganizowaniu jakiejś imprezy z okazji urodzin, ale niestety nie dam rady finansowo. Ja nie wiem, jak to się dzieje, że ciągle nie starcza mi kasy :(

We wtorek minęła 34 rocznica śmierci Elvisa. Słuchałam sobie trochę jego piosenek i to jest po prostu niesamowite, jak ja go kocham! To się nie zmienia od ponad 20 lat i nie ma porównania do fascynacji inną muzyką. Niesamowite.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Za mną taki tydzień, że cieszę się, że go przeżyłam. Sezon urlopowy w swojej szczytowej formie i nawał obowiązków spowodował, że przez trzy dni wychodziłam z pracy po 10 godzinach. Musiałam zrobić swoje i przede wszystkim ogarnąć te wszystkie telefony, których miałam całkiem sporo. Ale dałam radę. W ogóle jak pomyślę o tym, co było na początku, czyli półtora miesiąca temu, to nie ma porównania. Wiedziałam, że tak pewnie będzie, ale trzeba było przetrwać ten trudny okres. Wtedy problemem było spisanie kody pocztowego lub numeru telefonu, a teraz to pisofkejk ;)

Do tego jeszcze trzeba było pracować wczoraj i przypadło to mnie. Fakt, że mamy teraz długi weekend - poniedziałek jest wolny - więc odpocznę. Ale poprzedni tydzień trochę dał mi w kość i większość czasu po pracy spędzałam odsypiając. Wykorzystałam wczorajszy dzień na przeniesienie komputera i innych zabawek z powrotem na swoje miejsce na hali. No cóż, zostawię moją koleżankę tam samą na razie do czasu aż słuchawki przejdą pomyślnie wszystkie testy i wtedy ona również będzie mogła wrócić na swoje miejsce.

Jeśli chodzi o pogodę, to mam wrażenie, jak bym miała urlop podczas jedynego ładnego tygodnia w te wakacje. Patrząc na ilości deszczu jakie nas zalewają zastanawiam się, czy nie powinniśmy przestawić się na uprawę ryżu.

niedziela, 7 sierpnia 2011

a za dwa tygodnie znowu urlop :)

Było świetnie, a przede wszystkim pogoda dopisała! Ten tydzień był słoneczną wyspą w morzu deszczu jakie nas ostatnio zalewa... Udało mi się zbrązowieć ponownie i opalić całkiem na raka tu i ówdzie. Codziennie śmigaliśmy na rowerach, bo ścieżki rowerowe w kurorcie są fantastyczne. Poza tym zaliczony został i park linowy i wesołe miasteczko, chociaż to drugie to według mnie totalny niewypał, ale Robaki chciały, to sobie popróbowały.
Robiliśmy rowerami codziennie 20-30km, do tego trzy razy byliśmy na basenie. Raz udało nam się tez pójść na rolki. Na plaży byliśmy prawie codziennie - w taką pogodę grzech byłoby nie pójść - ale nie leżeliśmy plackiem: kupiłam ringo i bardzo się nim fajnie grało stojąc w płytkiej wodzie. Wieczorem byłam zmęczona fizycznie ale zadowolona :) Tak aktywnego urlopu jeszcze nie miałam, nie wiem, czy dałabym radę tak przez dwa tygodnie. Dobrze że drugą część urlopu mam od 22-go sierpnia to sobie odpocznę w pracy ;)


Po koncercie Prince'a wspominałam, że planuję zrobić tatuaż. Będąc w kurorcie chciałam umówić się na jakiś termin. No i poszłam i umówiłam się na 14-go września. Następnego dnia po tym poszłam i zrezygnowałam. To ciekawe, ale do momentu kiedy tatuaż był w sferze planów nie miałam wątpliwości. Po tym jak przyszło do konkretów stwierdziłam, że to jednak nie jest dobry pomysł. Po pierwsze bardzo lubię Prince'a, ale nie tak jak Elvisa. A po drugie uznałam, że zrobienie tego tatuażu spowodowałoby, że ten który już mam przestałby być taki wyjątkowy, bo nie byłby jedyny. Po prostu w przypadku Prince'a wolałabym ten jego symbol nosić na łańcuszku niż na skórze :)

niedziela, 31 lipca 2011

Już spakowani, czekamy tylko na moją przyjaciółkę, która z tym całym majdanem przewiezie nas busem na miejsce. Mam przeczucie, że będzie fajnie, już widzę siebie oczami wyobraźni jak piję sobie kawkę rano na leżaczku w ogrodzie, prawie jakbym miała dom z tarasem ;) I będziemy sobie jeść śniadania na powietrzu... I "znalazłam" 90 euro, odłożone na specjalną_okazję! Tak naprawdę to przypomniałam sobie po prostu o nich, leżą od kwietnia i skoro do tej pory ich nie wydałam, to ten tydzień będzie do tego dobrą sposobnością: wybierzemy się do jakiegoś lunaparku i do parku linowego i nie będę musiała żyłować na atrakcje; Robaki będą zadowolone :)

piątek, 29 lipca 2011

Znowu dwa tygodnie przerwy od ostatniego wpisu. Czas mi mija tak szybko!

Pogoda do bani i dzieciaki się nudzą. Zapisałam Dominikę na zajęcia plastyczne w moim rodzinnym mieście i dzięki temu usamodzielnia się dziewczę dojeżdżając busem. Przydały się kilometry zrobione na piechotę, bo się przynajmniej potrafi odnaleźć w mieście i jestem z niej dumna. Będzie jak znalazł, gdy zacznie od września dojeżdżać do szkoły muzycznej. Jak wspomniałam pogoda nie pozwala za bardzo na korzystanie z odkrytych zbiorników wodnych więc w trójkę ze wspólną koleżanką wybrały się moje Robaki busem do kurortu na basen! Tu się przydało zamiłowanie Dominiki do korzystania z mapek (chodzący GPS) oraz nasze wspólne spacery, bo często nawet jeśli pojechaliśmy samochodem do kurortu, to często zostawiałam go na parkingu i dalej chodziliśmy pieszo. Ale się robią samodzielni... Jak już raz sobie przetarli szlak, to już teraz nie usiedzą na miejscu ;)

Cały mijający tydzień chciało mi się spać po powrocie z pracy, ale to może dlatego, że w pracy było bardzo intensywnie. Sezon urlopowy, to jest coroczny koszmar. Ale ten aspekt ma również dobrą stronę, mianowicie taką, że dzisiaj ja zaczynam urlop :) Plan jest taki, że jedziemy do maminy na działkę, tylko czy ta pogoda się poprawi najpóźniej w niedzielę? Bo nie uśmiecha mi się kwitnięcie na działce w deszcz i wiatr :( Nie musi być upałów, byle nie padało. Bierzemy rowery, rolki, karnet na basen i będziemy aktywnie wypoczywać.

piątek, 15 lipca 2011

Nie pisałam prawie dwa tygodnie, ale miałam naprawdę zapierdziel i nieogar jednocześnie. Zaczęłyśmy w pracy odbierać telefony, zgodnie ze szkoleniem, na którym byłyśmy. W związku z tym doświadczyłam już wielu skrajnych stanów emocjonalnych, od euforii po rozpacz poprzez wyczerpanie nerwowe. Odbieram te telefony jednocześnie starając się ogarnąć jak najwięcej innych spraw, co nie jest łatwe. Do tego dzisiaj był ostatni dzień w pracy Jacka i naprawdę smutno mi.
Jak ostatnio pisałam o pracy, to wspominałam, że myślę o szukaniu czegoś nowego. Ale potem dostałam propozycję objęcia nowego stanowiska w pracy, do tego na jakiś czas dochodzą obowiązki związane z prowadzeniem tzw. help desku (czyli właśnie to odbieranie telefonów) i znowu nie mogę powiedzieć, że jest nudno w pracy. Nowe stanowisko - a konkretnie awans, to właśnie w związku z odejściem Jacka. Z jednej strony fajnie się rozwijać i podejmować nowe wyzwania, ale z drugiej strony ta firma bez Jacka... Brak słów. Jacek jest dla mnie powodem, aby nie zwątpić całkowicie w ród męski. Fakty są takie, że w większości otaczają mnie takie egzemplarze - poza moim osobistym synem - które powodują, że mam ochotę zostać lesbijką albo znaleźć sobie żonę po prostu. A Jacek... szkoda go dla jednej kobiety normalnie ;) Praca z nim to była przyjemność. Kiedy człowiek się spotyka z takimi ludźmi w miejscu swojej pracy, to ta praca wydaje się lżejsza i przyjemniejsza. Nie on pierwszy odszedł od nas z firmy, ale obawiam się, że to odejście odczuję najbardziej.

niedziela, 3 lipca 2011

Heineken Open'er Festival 2011 - koncert Prince'a

Najpierw w ścisku jechałam 2,5 godziny do Gdyni, potem podstawionym autobusem dojechałam elegancko na lotnisko Kosakowo i wymieniłam bilet na upragnioną opaskę ;)


Następnie przeszłam chrzest bojowy w strugach deszczu, ciesząc się, że wzięłam sztormiak i kalosze, a potem przeszłam bramkę, wraz z kontrolą osobistą i macaniem...

Tak się zaczął mój pobyt na imprezie masowej pt. Heineken Open'er Festival :) A wszystko po to, aby zobaczyć koncert Prince'a :) Zaczął się o 2:15, z 15-minutowym opóźnieniem i trwał równe 2 godziny. Było princestycznie! On ma 53 lata, wygląda tak samo szczupło i zgrabnie jak 30 lat temu, a do tego ma świetną kondycję fizyczną i niezmiennie fantastyczny głos (można posłuchać na you tube, dopóki nie zablokuja).


Potrafił swobodnie nawiązać kontakt z publicznością (chyba z 70 tys. osób było) i widać było, że sam się dobrze bawił, bisował długo i chętnie, jakby szkoda mu było kończyć ;)

A potem powrót do domu już nie tak przepełnionymi PKP, z jedną przesiadką, trwało to od 3:45 do 6:52 :)

Całą impreza - pierwszy koncert Prince'a w Polsce - warta była tego zachodu i mój następny tatuaż będzie taki:


Oto set lista z tego koncertu:

Laydown

Let's Go Crazy

Delirious

Let's Go Crazy (reprise)

1999

Little Red Corvette

Nothing Compares 2 U (with Shelby J.)

Take Me With U

Crimson And Clover (inc. Waiting In Vain with Andy Allo)

Controversy

Sexy Dancer vs Le Freak (by Shelby J., Liv Warfield)

Controversy (reprise)

[Sampler Set*]

When Doves Cry*

Nasty Girl (instrumental)*

Sign "O" The Times*

Alphabet St.*

Darling Nikki (instrumental)*

I Would Die 4 U*

Kiss

Purple Rain

Cool (inc. Don't Stop 'Til You Get Enough by Shelby J., Liv Warfield)

Dance (Disco Heat) (by Shelby J., Liv Warfield)

Baby I'm A Star

Sometimes It Rains In Poland

The Bird

Jungle Love

A Love Bizarre

Love Rollercoaster

Play That Funky Music

We Live 2 Get Funky (inc. Rave Un2 The Joy Fantastic)

Duration : 120 minutes

Band

Prince (vox, guitar, percussion)

John Blackwell (drums)

Ida Nielsen (bass, vox)

Morris Hayes (keyboards)

Cassandra O'Neal (keyboards, vox)

Andy Allo (guitar, vox)

Shelby J. (vox)

Liv Warfield (vox)

czwartek, 30 czerwca 2011

Robaki jutro wracają. Zastanawiam ile musiałoby ich nie być, żebym się mocno stęskniła. Chyba jeszcze z jeden tydzień... ;) Ale wtedy mogłabym się przyzwyczaić ;))) Dzwonię do Iki i pytam, czy cieszy się, że jutro wraca, a ona na to: tak sobie..... Jasiek pewnie też tęskni... za swoim komputerkiem ;) Wróci robienie kolacji, sprzątanie po nich, pranie, zmywanie, wysłuchiwanie, że się nudzą itd. A będą się nudzić, bo jeśli wezmę urlop w lipcu, to tylko tydzień i to pod koniec. Także od jutra koniec mojej laby!

Odliczam godziny do koncertu. Szkoda tylko, że pogoda będzie marna: kurtka przeciwdeszczowa i kalosze jak najbardziej wskazane.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Robaki zaliczyły już Szrenicę i Śnieżkę. Ale im zazdroszczę! Przypomniały mi się wczasy z rodzicami i wędrówki po górach, chciałabym pojechać znowu w góry latem.

Skończyłam swoją dodatkową pracę, która pochłaniała mnie przez połowę kwietnia, cały maj i połowę czerwca, mogę się teraz w spokoju zajmować szydełkowaniem. Ale najpierw umyłam okna, bo już masakra była - niemyte od marca. I w zasadzie nie mam już żadnych niemiłych powinności na głowie. No może powinnam się jeszcze zorientować w rachunkach, tak przy końcu miesiąca.

Tak więc napawam się brakiem obowiązków związanych z posiadaniem dzieci, bo wrócą już niedługo i następna taka sposobność się prędko nie powtórzy... ;)
Tydzień 20 - podsumowanie:
  • 0 słodyczy - 0/7
  • MŻ - 7/7
  • woda mineralna 1l - 7/7
  • 0,5h hula hopu - 0/7
  • ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 1/7 - pogoda nie sprzyjała rowerowym wyjazdom
  • 1h czytania lub nauki - sama nie wiem
Muszę przyznać, że w ogóle nie zapisywałam danych za poprzedni tydzień. Byłam trochę zabiegana, ale nie popełniłam zbyt wielu grzeszków. Niemniej, kwestia słodyczy woła o pomstę do nieba! Chyba wrócę na forum Vitalii. Waga wróciła do poziomu 75,4. Znowu jestem w plecy, bo za tydzień powinnam ważyć 72,7... Hellloł! Za dużo lodów i piwa :(

sobota, 25 czerwca 2011

Robaki pojechały wczoraj na tydzień do Szklarskiej Poręby. Dzisiaj idą na Szrenicę, jenyyyy, ale im zazdroszczę! Strasznie bym chciała się tam znaleźć. Tylko pogoda jest średnio fajna, co chwilę się zmienia i niestety też pada.

A ja się zastanawiałam ponad tydzień i w końcu się zdecydowałam: za tydzień jadę do Gdyni na koncert Prince'a, na Heineken Open'er Festival!

Aby zmniejszyć wyrzuty sumienia związane z wydatkiem, postanowiłam potraktować to jako prezent urodzinowy dla siebie :)

środa, 22 czerwca 2011

Trzeba by podsumować 19-ty tydzień, spędzony w UK:
  • 0 słodyczy - 3/7
  • MŻ - 7/7
  • woda mineralna 1l - 0/7
  • 0,5h hula hopu - 0/7
  • ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 3/7 - pływanie :)
  • 1h czytania lub nauki - 3/7 - szydełko.
Kwestię wagi wolałabym przemilczeć, bo po weekendzie w Polsce przybyło mi więcej niż po 5 dniach w UK. Wyszło 76,3 :(

Wczoraj zaczęło się astronomiczne lato, a dzisiaj skończył rok szkolny i Robaki mają wakacje. Janusz dzisiaj skończył edukację w szkole podstawowej. A wczoraj byłam z Dominiką w Szkole Muzycznej, do której chciała się dostać na naukę gry na gitarze. Nie była to taka prosta sprawa, bo na 6 miejsc było ponad 30 chętnych, ale się bestia dostała, bez problemu. Ona z pewnością po mnie taka utalentowana :)
Jutro muszę zacząć ich pakować na wyjazd do Szklarskiej Poręby.

W drodze na lotniska i z lotniska szydełkowałam sobie w taksówce, bo szkoda mi było tego czasu na bezproduktywne siedzenie i oto efekty:

Jednakże połączenie koloru muflonkowego z innymi najbardziej mi się podoba. Następny w kolejności: muflonkowy z niebieskim :)

sobota, 18 czerwca 2011

update

Podsumowanie 17-go tygodnia:
  • 0 słodyczy - 7/7
  • MŻ - 6/7
  • woda mineralna 1l - 7/7
  • 0,5h hula hopu - 1/7
  • ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 4/7 - rower + rolki!!!
  • 1h czytania lub nauki - 5/7.
Podsumowanie 18-go tygodnia:
  • 0 słodyczy - 4/7
  • MŻ - 7/7
  • woda mineralna 1l - 6/7
  • 0,5h hula hopu - 0/7
  • ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 2/7 - rower:)
  • 1h czytania lub nauki - 3/7.
Waga 13/06 - 74.8!! Hurrrraaaa!!!! Z lekkim poślizgiem, ale nadrobiłam to co było zaplanowane.
Dodatkowo 16-go czerwca skończyły się warsztaty dla rodziców i można powiedzieć, że w końcu jestem zdolna do obsługi rodzeństwa ;)

Wczoraj natomiast wróciłam z UK. Udało mi się przytyć tylko 60 deko, uffff. Zakupy zrobione, znajomi odwiedzeni, indyjska zaliczona, mniam :)

piątek, 3 czerwca 2011

Jakoś mi tak dziwnie, jak pomyślę, że jutro nie wstanę rano na rower... ;)
Poniższe mnie bardzo zainspirowało:

Wycieczki rowerowe to najprzyjemniejszy sposób na młode i elastyczne ciało. Nie tylko pomogą ci szybko schudnąć i wyrzeźbić nogi, ale także wzmocnią twoje serce.

Ładna cera, smukłe ciało i utrata zbędnych kilogramów, to wszystko możesz zyskać, naciskając pedały roweru. Naukowcy udowodnili, że to wyjątkowo zdrowy sport. W czasie jazdy wzrasta bowiem sprawność układu mięśniowego, oddechowego i krwionośnego. Dlatego rowerzyści dwa razy rzadziej chorują na serce, niższe jest u nich również ryzyko wystąpienia nadciśnienia, astmy, żylaków, a także problemów ze stawami. Dodatkowo systematyczny trening odmładza i dodaje energii.

Przejażdżki lepsze od siłowni

Podczas jazdy rowerem najbardziej muszą się napracować nogi: zaczynając od stóp, poprzez łydki, na udach kończąc. Dlatego trening rowerowy sprawia, że szybko stają się one smuklejsze i zgrabniejsze. Z kolei skurcze włókien mięśniowych zmuszają naczynka krwionośne do intensywniejszej pracy, co zapobiega tworzeniu się żylaków. W czasie jazdy pracują biodra, mięśnie brzucha, pleców, a także ramiona i przedramiona. Utrzymanie kierownicy, zwłaszcza na nierównym terenie, wymaga bowiem użycia znacznej siły.

Dlatego dzięki rowerowym wycieczkom możesz wymodelować także ramiona. Regularne treningi pozwolą ci szybko poprawić wytrzymałość. Jazda na rowerze nie jest nużąca, w przeciwieństwie do ćwiczeń na siłowni. Poza tym jest mniej męcząca nawet od chodzenia, więc będziesz w stanie jeździć kilka godzin bez przerwy, nie odczuwając większego zmęczenia. Rower to również doskonały trening siłowy, bo możesz zwiększać albo zmniejszać obciążenie: przejażdżka pod górę zbuduje twoje mięśnie, po płaskim terenie wysmukli je.

Jazda po zdrowie i urodę

Na rower powinny się przesiąść osoby walczące z nadwagą. Jadąc wolno (10-15 km/h), w ciągu godziny spalisz 300 kcal, pędząc z prędkością 20 km/h już 600 kcal, a po pagórkach nawet 700 kcal. Jazda na rowerze pomaga także walczyć z cellulitem. Redukuje bowiem tkankę tłuszczową na udach, biodrach oraz brzuchu. Spokojne pedałowanie jest bardzo dobre dla serca. Wspomagamy go ciągłym dopływem tlenu, krew szybciej krąży, obniża się ciśnienie, maleje więc ryzyko choroby niedokrwiennej serca i zawału. Dodatkowo poprawia się sprawność naszego układu kostnego i mięśniowego, co chroni kobiety przed osteoporozą. Podczas pedałowania ciężar ciała jest oparty na siodełku, więc jazda na rowerze nie obciąża stawów. Systematyczny trening poprawia również koncentrację i koordynację ruchów.

Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że wstanę rano o 4:45 po to, żeby o 5:10 wyjść z domu i pojechać do pracy rowerem, to bym go wyśmiała. Z całą pewnością. Nie uwierzyłabym również, gdyby ktoś powiedział mi, że w weekendy będę wstawała przed 8 rano, a czasem nawet wcześniej. Hehe. Jednak wszystko jest możliwe ;)
Oto widoczki z dzisiejszego poranka:

To był całkiem rześki poranek, woda w rzece parowała, jechałam w japonkach i zmarzłam w stopy...
A tu widać dopiero co wzeszłe słońce.

W każdym razie jeśli chodzi o maj, to mogę być zadowolona z siebie i z tego, jak wykorzystałam czas. W pracy angielski dwa razy w tygodniu, co czwartek szkola dla rodziców. Do tego moja dodatkowa praca, którą już właściwie kończę, ale ten tydzień miałam hardcorowy. Do tego zrobiło się całkiem ciepło i po 20 minutach przed kompem, musiałam się iść się przespać na godzinkę, bo inaczej się nie dało. Ale potem siadałam z powrotem i można powiedzieć, że teraz to już luz. Dzisiaj w pracy przez pół dnia widziałam siebie jak wracam z pracy i idę spać, ale jakoś wyjątkowo mnie nie zmogło do tej pory. Może dlatego, że do kompa siadłam niedawno. A w ten weekend widzę siebie w ogródku na leżaczku :)))
A czy ja wspominałam, że za 10 dni lecę do UK? Chyba nie wspominałam. No to lecę. Nie na długo, bo na 5 dni, ale i tak się cieszę. No ale jak zwykle okoliczności tego lotu są czysto zawodowe, ale na pewno da się je połączyć z przyjemnymi aspektami ;) Na przykład jestem już zaproszona na urodzinową kolację i zapoznanie się kotami naszej angielskiej koleżanki, ponadto nocujemy w hotelu z basenem no i na pewno wybiorę się do fantastycznej, indyjskiej restauracji, mniam :) Jeśli chodzi o te zawodowe okoliczności, to muszę przyznać, że moja firma nie pozwala mi się nudzić.
A czy pisałam, że moje dzieci też nie narzekają na brak atrakcji? Ika właśnie wróciła z zielonej szkoły, spędziła tydzień nad samym morzem, a Jasiek był 3 dni z klasą w miejscu pełnym atrakcji typu: quady, konie, gry sportowe, ognisko, kręgle, bilard, strzelanie z wiatrówki... A za trzy tygodnie jadą na tydzień do Szklarskiej Poręby :) Taki czerwiec w rozjazdach, hehe.

poniedziałek, 30 maja 2011

podsumowanie 16-go tygodnia

  • 0 słodyczy - 4/7
  • MŻ - 5/7
  • woda mineralna 1l - 7/7
  • 0,5h hula hopu - 2/7
  • ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 1/7 - rolki!!!
  • 1h czytania lub nauki - 5/7.
Waga dzisiaj 76,6. A za tydzień powinnam ważyć dwa kilo mniej... Trzeba będzie zweryfikowac plan, albo sie bardziej postarać. Może jak skończę z tą dodatkową pracą, to się uda. Rower, rolki, a w ramach wypoczynku szydełkowanie na leżaczku, który nabyłam w niedzielę :) Jest fantastyczny! Nie mogę się doczekać. Ale na razie jeszcze muszę posiedzieć trochę przed komputerem.

czwartek, 26 maja 2011

Tak się złożyło, że przy okazji dzisiejszego Dnia Matki po pierwsze miałam wizytę u neurologa z Iką, a po drugie wywiadówkę u obojga w szkole. Gdyby nie ta wywiadówka, to wzięłabym wolne na jutro i zostałabym w Kołobrzegu, a tak musiałam wracać. Ale i tak dzień zaliczam do baaaardzo udanych. Pojechałyśmy wcześniej i wybrałyśmy się pojeździć na rolkach w parku nadmorskim. Okazało się, że na 2/3 długości trasy jest nowa ścieżka rowerowa, po której fantastycznie się jeździ na rolkach. Ustanowiłam dzisiaj swój rekord jeśli chodzi o długość trasy i czas jazdy, jutro pewnie będą zakwasy ;) Ale upewniłam się tylko, że zdecydowanie lubię to i jak tylko będę miała okazję, to wskakuję na rolki. Bo na razie to kondycję mam słabą, ale z hula hopem i rowerem na początku też tak było. Do tego pogoda była świetna (wczoraj na przykład był zimny wiatr).
Wizyta u lekarza w porządku, tylko lekarz zastanawia się nad zmian leku, bo Ice systematycznie, z wizyty na wizytę przybywa po kilogramie. Następna wizyta pod koniec sierpnia, postaram się zadbać o lżejszą dietę i więcej ruchu dla nas, a jak to nie poskutkuje, to trzeba będzie faktycznie zmienić lek.
Potem spotkałam się z mamą, która z okazji Dnia Mamy dostała ode mnie bransoletkę:


Następnie prawdziwa włoska pizza w porcie i spotkanie z dawno niewidzianą koleżanką, a na koniec krótka wizyta u niedawno widzianych koleżanek ;p
Zdążyłam wrócić na czas do "szarej rzeczywistości" (czyt: na wywiadówkę) i opłacić wycieczki moich dzieci. Bo nie pisałam, że przez kilka dni będę bez-dzieciowa: Jasiek jedzie z klasą na trzy dni od niedzieli, w fajnym, pełnym atrakcji miejscu, a Ika ma zieloną szkołę od soboty do następnego piątku. Ostatecznie Jasiek skończy podstawówkę, ale może mieć nawet trzy mierniacze, a to moim zdaniem przegięcie :(

Z okazji Dnia Mamy mój syn upiekł ciasto. Ale ponieważ wie, że jego mama stawia na zdrowsze odżywianie i ma wyrzuty sumienia z powodu wszelkich dodatkowych, zbędnych kalorii, upiekł ciasto marchewkowe :)
Jutro Ika zobligowała się posprzatać. Tyle mojego, trzy razy w roku...

poniedziałek, 23 maja 2011

podsumowanie 15-go tygodnia

  • 0 słodyczy - 1/7 tragedia...
  • MŻ - 6/7
  • woda mineralna 1l - 7/7
  • 0,5h hula hopu - 2/7
  • ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 3/7 - rower!!!
  • 1h czytania lub nauki - 4/7.
Ale za to waga dzisiaj 76,5 kg :))) To chyba po tej wycieczce rowerowej ;) Znowu we mnie zapał wstąpil.

sobota, 21 maja 2011

30 km...

...zrobiłam dzisiaj na rowerze z dziećmi :) Było super, pogoda w sam raz - idealna, okoliczności przyrody sprzyjające. Okazją do takiej wycieczki był rajd rowerowy zorganizowany przez moje rodzinne miasto. Spotkałam przy okazji kolegę z podstawówki, Fajnie było pogadać :)


Przywieźliśmy medale :)

środa, 18 maja 2011

podsumowanie 14-go tygodnia

  • 0 słodyczy - 5/7 już trochę lepiej, ale nadal 2x za dużo zjadłam te słodycze
  • MŻ - 6/7
  • woda mineralna 1l - 7/7
  • 0,5h hula hopu - 1/7
  • ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 5/7 - rower!!!
  • 1h czytania lub nauki - 6/7.
Ja nie wiem, o co chodzi, ale w sobotę zawsze ważę mniej niż w poniedziałek, a w poniedziałek było znowu 77.2 :( Moje MŻ, musi być chyba bardziej eMŻetowe. Jak tak dalej pójdzie, to nie nadrobię straty... No i znowu trochę za często ulegam słodyczom. Cholera.
Doszłam do wniosku, że o kant dupy te wszystkie szkolenia rozbić, skoro w domu niczym nie potrafię zarządzić ;) Wszystko zarządza się samo, lub dodatkowo zarządza mną! Masakra.
Czuję w sobie coraz większy bunt przeciwko tej sytuacji. Chyba najwyższy czas zacząć mieć wpływ na swoje życie.

Ale postanowiłam, że nie będę prowadzić na blogu autoanalizy i psychoterapii. W zasadzie z samego pisania niewiele wynika, chociaż czasem daje to jaśniejszy pogląd na problem. Wczoraj miałam doła bo od rana byłam w konfliktowym nastroju, potem jeszcze niefajna sytuacja w pracy, po powrocie dowiedziałam się, że Jasiek ma status zagrożonego także z polskiego no i to mnie już dobiło ostatecznie. Miałam do niego zbyt wiele zaufania, że ogarnia i kontroluje sytuację i się bardzo zawiodłam. Byłam dzisiaj do południa w szkole i rozmawiałam z jego nauczycielką. Po powrocie z pracy dowiaduję się znowu, że na dzisiejszej lekcji polskiego dostał kolejna pałę za brak pracy domowej. Wszystko mi opadło i stwierdziłam w duchu, że ma to chyba po tatusiu, który również jak nikt potrafi spowodować, że wszystko mi opada.

Ale dzisiaj mimo wszystko był lepszy dzień.

piątek, 13 maja 2011

Pisałam wczoraj nowy post i fakt, byłam już bardzo zmęczona. Teraz patrzę: postu nie ma... Nie wiem, jak i gdzie ja to pisałam w takim razie. Dziwne.
Zmęczenie wynikało chyba z tego, że to był intensywny tydzień. Cały tydzień - oprócz dzisiejszego dnia, bo lało rano - jeździłam do pracy rowerem i niby to tylko 5 km w jedną stronę, ale dwa razy pojechałam jeszcze dalej, do miasta i robiłam po drodze zakupy. Nie mam kondycji i dało mi to w kość na tyle, że wieczorem padałam na pysk, ale dałam jeszcze radę w środę wieczorem trochę popracować przy komputerze. Do tego wczoraj i dzisiaj miałam szkolenie w pracy, a wczoraj po południu byłam na zajęciach dla rodziców... o angielskim nie wspomnę, hehe.
Ale to jeżdżenie rowerem bardzo mi się podoba. Kolejny dowód na to, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. I chociaż samochód jest już do odebrania, to mam wrażenie, że chciałabym nadal jeździć rowerem :) Spacery są nudne, ale rower jest super. A jeszcze o wschodzie słońca, to już całkiem, hehehe. Jadę sobie, powietrze majowe tak cudownie pachnie, słucham Elvisa... :)

Te zajęcia dla rodziców tak mi sie fajnie uzupełniają z tymi szkoleniami w pracy. Wczoraj dokonało się dla mnie przełomowe odkrycie, jeśli chodzi o wychowywanie rodzeństwa. Jestem bardzo zadowolona, że tam pojechałam, chociaż był dzień otwarty w szkole. Sądziłam, że moje dzieci nie są z niczego zagrożone, więc nic się nie stanie jak nie pójdę. Myliłam się. Jasiek jest zagrożony... z plastyki. Masakra po prostu.

Także strasznie się cieszę, że w końcu piątek :)

czwartek, 12 maja 2011

Padam na pysk. Dzisiaj szkolenie w pracy, potem kolejne zajęcia - tzw. szkoła dla rodziców, takie warsztaty w oparciu o książkę "Rodzeństwo bez rywalizacji", w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. W końcu kumam jak to jest w rodzeństwie, a dzisiaj to już w ogóle dokonały sie dla mnie przełomowe odkrycia: było o byciu sprawiedliwym i o konfliktach. Wnioski są takie, że dzieci nie musza być traktowane jednakowo (czyt. sprawiedliwie), tak jak mi się wydawało. Muszą być traktowane tak, żeby czuły się wyjątkowe, bo mają odmienne potrzeby. Dzielić należy nie według miary, tylko według potrzeb. Kochać też nie da się tak samo. I nie chodzi o to, że bardziej lub mniej, tylko po prostu inaczej, bo każde z dzieci jest inne. Takie oczywiste, ale nie wpadałam na to wcześniej.
Do tego od poniedziałku jeżdżę do pracy rowerem. Niby nie daleko, ale jak jeszcze po pracy jadę coś załatwić, robię zakupy, to na koniec dnia, tak właśnie koło 21 po prostu jestem zdolna tylko się położyć spać. Ale fajnie jest. Jak na razie mi się podoba. Pogoda sprzyja, więc jest sympatycznie. Jadę sobie, słucham Elvisa i wdycham zapach maja o świcie ;)

wtorek, 10 maja 2011

podsumowanie 13-go tygonia

  • 0 słodyczy - 5/7 już trochę lepiej, ale nadal 2x za dużo zjadłam te słodycze
  • MŻ - 6/7
  • woda mineralna 1l - 5/7
  • 0,5h hula hopu - 2/7
  • ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 2/7
  • 1h czytania lub nauki - 7/7.
W tamtym tygodniu głównie pracowałam po pracy i takie oto efekty: waga 77.2 :( Wkurzyłam się. Chyba trochę powinnam zmienić swoje wyobrażenie o MŻ, bo niby to realizuję, ale po wadze jakoś nie widać. A tu czas leci i niedługo powinno mi ubyć kolejne dwa kilo, a ja tymczasem jestem w plecy jak na razie 0.5 kg. Wczoraj i dzisiaj pojechałam do pracy rowerem. Pogoda jest już fajna, nie jest tak zimno, do tego nawet mi pasuje, bo auta nadal nie ma, kolega z którym zazwyczaj jeżdżę jest jeszcze na urlopie, więc nie muszę nikogo prosić, żeby mnie podwiózł. Chociaż nie byłoby pewnie z tym wielkiego problemu w drodze powrotnej, a rano mam busa. Ale rowerem fajnie jest. Podoba mi się. Fakt, że jak dojadę, to się przebieram, bo jestem spocona, ale zastanawiam się, czy po jakimś czasie nie byłoby tak jak z hula hopem. Na początku się bardzo męczyłam kręcąc 2-3 minuty, a teraz na lajcie mogę kręcić godzinę i dopiero się trochę spocę. Po pracy mogę pojechać do miasta coś załatwić, zrobić zakupy, mniejsze, niż jakbym jechała autem, ale zawsze wygodniej niż na piechotę. No i do tego mogę podziwiać przyrodę :)

niedziela, 8 maja 2011

Ostatnio mam różne, ciekawe i jednocześnie dziwne pomysły. I każdy wydaje mi się do zrealizowania, więc przechodzę może jakąś burzę mózgów? Tydzień temu na przykład miałam fazę na szukanie pracy w Szwecji. Efektem tego jest pomysł, żeby zapdejtować swoje CV i poszukać dla niego odpowiednich miejsc w internecie. Potem pomyślałam, że po co szukać pracy za granicą, gdyby była dobrze płatna, to może być przecież na przykład w Gdańsku. Kto by pomyślał, że najbardziej w chwili obecnej jestem zadowolona ze swojej pracy? Bo tak jest. Ale niestety poza tym większość spraw jest do bani. Nie czuję się dobrze w sytuacji w jakiej jestem, jeśli chodzi o perspektywy mieszkaniowe i uczuciowe również. Mam wrażenie, że problem rozwiązałaby lepiej płatna praca, ale może jestem w błędzie. Z tyloma różnymi sprawami radzę sobie nie najgorzej, a z własnym życiem nie. Muszę to wszystko dokładnie przemyśleć. A na razie nie mam czasu, hehe. Z powodu ograniczonych zasobów czasowych staram się wykorzystywać jak najbardziej efektywnie czas który mam. Dlatego jadę jutro do pracy na rowerze :)
A na koniec wymyśliłam, że fajnie by było napisać książkę.

niedziela, 1 maja 2011

I nie będzie już w marcu jak w garncu, ani kwiecień plecień: mamy m a j!!!

Poniedziałki powinny być z zasady wolne od pracy. Tak jak dzisiaj. Cóż za piękna świadomość w niedzielne popołudnie, że jutro nie trzeba iść do pracy.

Tak, udało się i mam długi weekend, tyle że nigdzie nie wyjechałam. Nie wyjechałam na dłużej, bo na grila do Anity udało się jakoś - pomimo zepsutego samochodu - dzięki temu, że Anity sąsiad nas odwiózł. Jednego tylko nie przewidziałam: że będzie t a k zimno. Ale to nie zmienia faktu, że super było się zobaczyć z dziewczynami, bo zdecydowanie za rzadko się widywałyśmy ostatnio!

Moje odchudzanie zeszło lekko na drugi plan przez chwilę, było to spowodowane tą moją, dodatkową pracą. Ale ostatnio staram się uwzględniać znowu konieczność pilnowania tego co jem i wagi. Jeszcze 10 kilo zostało do zrzucenia i mam zamiar tego dokonać!

Z zajęć dodatkowych jeżdżę co czwartek do Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, tak jak kiedyś (w 2006 r.). Te zajęcia odbywają się w oparciu o książkę 'Rodzeństwo bez rywalizacji' i czekałam na nie te 5 lat z utęsknieniem :) A teraz uczę się, co to znaczy mieć rodzeństwo. Jak to zrozumiem, to może będzie mi łatwiej z Robakami. A tak z innej strony, to szkoda, że nie mam rodzeństwa. Czuję się sama jak palec, na co dzień i od święta. Chociaż mam super przyjaciółki, to jednak jak są święta, to one mają swoje rodziny: siostry, czy braci, a u nas pustki przy stole. Na co dzień też rodzina jest zawsze na pierwszym planie, chociaż wiem, że jak coś się dzieje to mogę na nie liczyć. ogólnie rzecz biorąc nie jest to miłe. Trzeba być chyba wielkim egoistą, żeby zafundować swojemu dziecku coś takiego świadomie. Pomijam wszelkie sytuacje, kiedy nie można mieć więcej dzieci z przyczyn niezależnych.

No i na koniec jeszcze dodam, że zaczynamy kurs angielskiego w pracy. Także nie mogę narzekać, że się nie rozwijam umysłowo ostatnio, hehehe :)

podsumowanie 12 tygodnia/3 miesiąca

  • 0 słodyczy - 3/7 - kolejny kiepski tydzień pod tym względem; jak zaczęłam jeść te ciasta w święta, to potem nie mogłam przestać do piątku!
  • MŻ - 7/7
  • woda mineralna 1l - 5/7
  • 0,5h hula hopu - 5/7
  • ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 3/7 - używam coraz częściej roweru, zastanawiam się nawet czy nie jeździć nim do pracy (zajmuje to 20 min w jedną stronę, tylko że spocona jak mysz bym była...
  • 1h czytania lub nauki - 3/7.
Tydzień trochę podobny do poprzedniego, ale waga dzisiaj 77,3, czyli 0,9 kg mniej w porównaniu z ubiegłym. Oprócz podsumowania tygodniowego dzisiaj czas na 3 podsumowanie miesięczne i tu jest słabo niestety, bo według planu powinnam ważyć 76,7. Do tej pory ubywało mi więcej niż założyłam w planie, dzisiaj pierwsza porażka. To na 100% zasługa mojego obżarstwa w święta. Ale nadrobię to, w końcu to tylko 0,7 kg. 6 czerwca będę ważyć 74,6 na pewno! Albo mniej :)

niedziela, 24 kwietnia 2011

A tak pracujemy z Muflonkiem:

podsumowanie 10 tygodnia

  • 0 słodyczy - 3/7 - bo po drodze były Iki urodziny no i teraz: Święta...
  • MŻ - 7/7
  • woda mineralna 1l - 7/7
  • 0,5h hula hopu - 4/7 - poprawiłam się i tak będę trzymać :)
  • ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 3/7 - w tym przedwczoraj zrobiłam chyba 20 km na rowerze, bo samochód nam się zepsuł i postanowiłam rowerem pojechać do taty na cmentarz i po zakupy, hehe...
  • 1h czytania lub nauki - 3/7.
Waga w piątek 77,1, wczoraj 77,4, a dzisiaj: 78,2! Święta robią swoje najwyraźniej, chociaż się staram dużo nie jeść ale to chyba te słodycze. Ciekawe, czy uda mi się dzisiaj już nie wkładać tych ciast do paszczy? Bo za tydzień powinnam ważyć 76,7 zgodnie z planem i jest to realne. Ech te święta... (czyt. ech , te ciasta... :)

piątek, 22 kwietnia 2011



Nie umiem być srebrnym aniołem –
ni gorejącym krzakiem –

tyle Zmartwychwstań już przeszło –

a serce mam byle jakie.

Tyle procesji z dzwonami –

tyle już Alleluja –
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.

Wiatr gra mi na kościach mych psalmy

jak na koślawej fujarce -
żeby choć papież spojrzał na mnie -
przez białe swe palce.


Żeby choć Matka Boska

przez chmur zabite wciąż deski –

uśmiech mi Swój zesłała
jak ptaszka we mgle niebieskiej.


I wiem, gdy łzę swoją trzymam

jak złoty kamyk z procy –

zrozumie mnie mały Baranek

z najcichszej Wielkiej Nocy.


Pyszczek położy na ręku
sumienia wywróci podszewkę –

serca mojego ocali
czerwoną chorągiewkę.



Wielkanocny pacierz
ks. Jan Twardowski

wtorek, 19 kwietnia 2011

podsumowanie kolejnego tygodnia

  • 0 słodyczy - 6/7
  • MŻ - 7/7
  • woda mineralna 1l - 4/7
  • 0,5h hula hopu - 2/7 - tak marnie, bo zajęta byłam tą nową pracą, ale obiecuję poprawę, nie zaniedbam tego, zresztą bardzo mi dziwnie bez hulania
  • ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 1/7
  • 1h czytania lub nauki - 7/7, w tym 4 x szydełko
Waga taka sama jak w zeszłym tygodniu: 77,9, więc chyba kumam przekaz, hehe: Więcej ruchu i bardziej rygorystyczny MŻ potrzebne.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Nie pisałam ostatnio, ale mam deficyt czasu. Można powiedzieć, że mam taką dodatkową pracę i teraz się dopiero okaże ile dały mi kursy z zarządzania czasem, bo będę musiała pogodzić dotychczasowe czynności z tymi dodatkowymi :) A tu jeszcze ładna pogoda się robi, niedługo mój ulubiony miesiąc i nie mam zamiaru siedzieć całymi godzinami w domu!
Zastanawiam się nad kupnem soczewek kontaktowych. Doszłam do wniosku, że za poważnie wyglądam w okularach, a na mniej poważne, o takie:

to mnie na razie nie stać, niestety. Więc wymyśliłam, że pokombinuję z soczewkami :)
Mam wrażenie, jakbym przechodziła kryzys wieku średniego, hehe... Ale to wszystko chyba dlatego, że tak bardzo chciałabym się odciąć od tego jak wyglądałam z +10 kilogramami.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

podsumowanie ósmego tygodnia

  • 0 słodyczy - 6/7,
  • MŻ - 5/7
  • woda mineralna - 7/7
  • 0,5 h hula hop - 5/7 nadal z jednoczesnym ćwiczeniem rąk!
  • czytanie lub nauka - i tutaj zmiana: 3/7
  • dodatkowe ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 5/7 doliczam sobie ćwiczenia na ręce. na rolkach nie byłam, bo ostatnie dni nie były za ładne, a poza tym byłam zajęta w weekend.
Waga na dzień dzisiejszy: 77,9. W sobotę już było 76,4, ale najwyraźniej weekend z dupą w domu zrobił swoje :(

niedziela, 10 kwietnia 2011

ok, oto fota













I jak?

Wczesniej było tak:

obcięłam włosy

Obcięłam je na krótko. W piątek. Zainspirowało mnie kilka krótkich fryzur, ale ostatecznie wygrała aktualna fryzura Małgorzaty Kożuchowskiej :) Tylko kolor mam taki... taki jaki dał się wykreować na włosach rozjaśnionych najpierw do koloru kurczakowego. Sama nie jestem pewna, czy to ciemny blond, czy sprana miedź, czy jasny rudy. Po dwóch dniach chyba się przyzwyczaiłam do tych włosów i sprawdzam, czy potrafię je układać. Plus to to, że rano szybko się je myje i suszy. Minus to to, że co rano stoją każdy w inną stronę :))) Ale wtedy też szybko się je koryguje ;)
Cieszę się, że je obcięłam.
Jutro idę do pracy w tych nowych włosach...

update

Generalnie w pracy reakcje pozytywne, niektórym nawet się szczerze podobała moja nowa fryzura :) To miłe, bo w domu jakoś spotkałam się z małym zrozumieniem.

wtorek, 5 kwietnia 2011

podsumowanie

Od 7-go lutego odchudzam się w oparciu o własnoręcznie opracowany plan. Wczoraj minął 8 tydzień i tak jak postanowiłam powinno być podsumowanie, ale nie mogłam się zważyć, bo waga zastrajkowała. No ale przywołałam ją do porządku i oto:
  • 0 słodyczy - 5/7,
  • MŻ - 7/7
  • woda mineralna - 5/7
  • 0,5 h hula hop - 5/7 nadal z jednoczesnym ćwiczeniem rąk!
  • czytanie lub nauka - ekhm, ekhm
  • dodatkowe ćwiczenia lub aktywność na powietrzu - 6/7; jak wspominałam dołożyłam do hulahopu ćwiczenia na ręce a w niedzielę znowu jeździłam z Iką na rolkach.
Waga na dzień dzisiejszy: 77,7. Plan zakładał, że powinnam ważyć 78,7, czyli jestem lepsza o kilogram! Nagroda jakaś za to powinna być ;) I będzie - wybieram się do fryzjerki pojutrze. Dodatkowa nagroda to o rozmiar mniejsze, pracowe spodnie - dzisiaj dostaliśmy.

sobota, 2 kwietnia 2011

konkurs


Dominika bierze udział w konkursie "Wymaluj Wakacje". Nagrody to fajne kolonie dla autorów trzech najlepszych prac więc walczymy o głosy.

Nie widać tego na zdjęciu, ale rysunek jest zrobiony na kartonie, który po wysmarowaniu klejem został wysypany kaszą manną, a potem pomalowany.

Jeśli podoba wam się rysunek to proszę o wysłanie smsa o treści GK.CKP3 na numer 71466, koszt 1,23.

Dzięki!

piątek, 1 kwietnia 2011

nowe miejsce, nowy tytuł

Zmieniłam tytuł bloga. Wcześniejszy pochodził z piosenki Elvisa którą bardzo lubię. Ale oznaczał oczekiwanie, że coś się stanie 'lada dzień'. A ja już nie mam zamiaru czekać. Dlatego zmieniłam tytuł a moją myślą przewodnią będzie, że 'ważne jest to co TU i TERAZ :) I może w końcu przeczytam "Potęgę teraźniejszości" :)

Dzisiaj piątek... Miniony tydzień był wyjątkowo ciężki, chyba jeszcze nigdy nie odczułam tak dotkliwie skutków przesunięcia wskazówek zegarka godzinę do przodu. Już dawno nie musiałam odsypiać popołudniami. Ale poza tym miałam w tym tygodniu prawie 3-dniowe szkolenie i to była rewelacja. Podstawa, to kompetentny couch, a taki nam się trafił tym razem. Szkolenie było z zakresu zarządzania, ale najlepsze jest to, że wiele z tego, o czym mówiliśmy można stosować i w pracy i w życiu prywatnym. No to zobaczymy, jak mi pójdzie... ;)

Zanosi się na prawdziwie wiosenny weekend, chyba umyję okna, bo wyglądają jakby je 101 dalmatyńczyków dotknęło nosami. I chyba znowu zrobię podjeście do allegro, mam parę rzeczy, może pójdą na wiosnę, przydałoby się trochę grosza. Premia i zwrot z podatku wystarczyły na długi, całe szczęście, ale poza tym szału nie ma. Dobrze że Piotrek znowu pracuje.

poniedziałek, 28 marca 2011

Witam w nowym miejscu!

Trochę to trwało, zanim pomysł wszedł w życie i przeprowadziłam się z blogiem w nowe miejsce. Ale wiele się zmieniło w tym czasie u mnie i właśnie listopad był pierwszym miesiącem, w którym miały miejsce te zmiany. Powoli, ale konsekwentnie, wprowadzałam w życie jedną za drugą, a efekty tego zaskoczyły mnie samą. Nie wiem tak do końca co z czego wynika, a co jest przy okazji, ale jest lepiej :) Przede wszystkim lżej. O 9,5 kg :)) Do tego nie bolą mnie plecy, nie mam wzdęć i chce mi się czegoś więcej niż tylko oglądać powieki od spodu albo siedzieć na fejsbukowej farmie. Biorąc pod uwagę w jaki marazm wpadłam i tkwiłam przez dość długi czas, to naprawdę dużo osiągnęłam i jestem bardzo z tego zadowolona. Ale jeszcze dużo przede mną. I mam świadomość, że pewne zmiany nie mogą być krótkotrwałe, jeśli ma to mieć sens.