bo ważne jest to co TU i TERAZ

środa, 30 stycznia 2013

Ale jestem zdezorientowana...
Odkąd pracuję w tej firmie zawsze polegałam na intuicji, zwłaszcza w kwestiach związanych z zarządzaniem ludźmi. Z czasem proporcje zaczynały się odwracać aż do momentu, w którym moja praca powinna głównie sprowadzać się do zarządzania ludźmi. Po drodze miały miejsce szkolenia w tym obszarze, do tego czytam też sporo na ten temat, staram się wyciągać wnioski i wprowadzać w życie to, co w moim odczuciu się może przydać lub przynieść korzyści.
Co pół roku mamy zwyczaj zbierania opinii zwrotnych i opinia moich najbliższych podwładnych spowodowała, że jestem totalnie pogubiona w tym momencie. Wygląda na to, że to co tak usilnie i w dobrej wierze próbowałam wprowadzić po szkoleniach jest psu na budę, bo powoduje, że nie jestem naturalna w tym co robię. Do tego "rządzę się" i wydaję polecenia, zachowuję się jak "żandarm" i "władca". Jestem chodzącym demotywatorem dla tych dwóch osób.
A kwestia udzielania, a raczej nie udzielania urlopów to już w ogóle tragedia w moim wykonaniu - powoduję poczucie winy i konieczność tłumaczenia się u ludzi, że chcą wolne, hehe.
Zgodzę się częściowo z tym, że za bardzo staram się kontrolować, a w sumie w przypadku tych dwóch osób nie ma takiej konieczności. Ale co do pozostałym stwierdzeń, to muszę chyba zasięgnąć opinii jeszcze innych. Hmmm, podobno nawet moja mowa ciała jest niewłaściwa: jak staję to na lekko rozstawionych nogach i podpieram się pod boki, co raczej wygląda bojowo.
Trochę mi się śmiać chce, że taka jestem straszna. Podobno niektórzy się boją do mnie podejść...  

Oczywiście w takich sytuacjach zastanawiam się, czy ja się nadaję do tej pracy. Chociaż moi przełożeni twierdzą, że jak najbardziej i przypominają, że inaczej nie zajmowałabym tego stanowiska. To w takim razie nasuwa się kolejne pytanie: czy zarządzanie zespołem to jest to, co chciałabym robić. Inaczej też jest zarządzać pracownikami szeregowymi, a inaczej ambitnymi i wymagającymi. Ja nie narzekam, dzięki temu mam motywację do ciągłego rozwoju w tym zakresie. Tylko czy to mnie kręci? Generalnie podejmuję się każdego postawionego przede mną wyzwania, jak do tej pory z sukcesem. Ale może to stanowisko mnie przerasta, może to nie moja bajka? Może niepotrzebnie się męczę?
Masakra, muszę dojść z tym do ładu.

niedziela, 13 stycznia 2013

uppps, I did it again ;)

Myślałam, że jak się już raz odważyłam wejść do wody zimą, to dalej będzie z górki. Z rosnącym niepokojem obserwowałam jednakże zmiany w pogodzie i zapowiedzi mrozu oraz śniegu, tracąc szybko złudzenia, że będzie tak jak ostatnio. I znowu się trzeba było nastawiać psychicznie na wejście do wody, tym razem na mrozie i w śniegu... Ale i w słońcu :)
Ale udało się, zrobiłam to!






Teraz czuję się pełnoprawnym morsem, oby tylko mi kły nie wyrosły ;)

niedziela, 6 stycznia 2013

moje prywatne Kilimandżaro...

...dzisiaj osiągnęłam! Tym właśnie dla mnie miało być zdobycie się na odwagę aby wejść o tej porze roku do Bałtyku razem z morsami.
Dzisiaj kolejny raz przekonałam się, że naprawdę mało wiemy o tym, na co nas stać. Kiedyś w życiu bym nie pomyślała, że będę  5 rano jeździć do pracy rowerem. Ale jeszcze bardziej bym nie pomyślała, że wejdę do morza w styczniu :)
Dodam tylko, że w tym wszystkim chodzi o przyjemność lub satysfakcję. Dlatego nie podejrzewam siebie o np. skok ze spadochronem, ponieważ z wiekiem też dowiaduję się, gdzie są moje granice ;)