bo ważne jest to co TU i TERAZ

czwartek, 16 stycznia 2014

Ostatnie zebranie w szkole u Jaśka pokazało, że nasze rozmowy przed jego przejściem do innego gimnazjum, to było jedno, a rzeczywistość jaka ma miejsce, to drugie. I jedno z drugim się nie pokrywa. Musiałby się ostro wziąć do pracy, żeby uniknąć dwóch jedynek (polski i historia) na półrocze, miernych wychodzi mu chyba pięć. Umowa była taka, że nie będzie miernych w ogóle, o jedynkach nie wspominając. W kwestii palenia papierosów też się nie wywiązał. Nawet nie przeszło mi przez myśl, że nie chodzi na treningi, dla których przecież odbyło się to całe zamieszanie z przeniesieniem, ale coś mnie tknęło i wybrałam się porozmawiać z trenerem. No i tu się myliłam, myśląc, że chociaż na tym polu coś się dzieje. Także wszystko wskazuje na to, że zgodnie z umową, którą zresztą Jasiek podpisał, po wystawieniu ocen na półrocze zabieram go z internatu i kończy tę szkołę dojeżdżając. Treningi pewnie wtedy całkiem sobie odpuści, ale nie mogę mieć z tego powodu wyrzutów sumienia, skoro on je sobie odpuścił już wcześniej. Teraz widzę, jak dobrze, że spisałam moje warunki wtedy we wrześniu. Mamy przynajmniej jasną sytuację. Tak myślę. Muszę być konsekwentna, po prostu nie mam wyjścia.

Piotrek nie pije ok. 2 miesiące. Ale na terapię nadal nie poszedł, bo uważa, że na razie nie jest mu potrzebna. Ja tam na swoją chodzę, wczoraj miałam pierwsze spotkanie z inną terapeutką. Poprosiła żebym jej powiedziała o sobie, o tym jakie zmiany we mnie zaszły odkąd jestem na terapii. Miałam okazje zrobić sobie małe podsumowanie. Powiedziałam jej z czym mam nadal problem. Dziwne jak czasem proste pytania mogą być trudne, gdy okazuje się, że odpowiedzi na nie nie są takie oczywiste, a te prawdziwe są bolesne.

Jestem od dzisiaj oficjalnie właścicielką samochodu. Nic się nie zmienia w kwestiach użytkowania, nadal jeździmy z Piotrkiem nim oboje, zależnie kiedy kto potrzebuje, on zajmuje się naprawami i sprawami technicznymi , ale fakt, że jestem na papierze i w dowodzie rejestracyjnym coś zmienia w moim myśleniu :) Fajne uczucie. Mam szczęscie, że znalazłam towarzystwo ubezpieczeniowe, które nie puściło mnie z torbami, bo normalnie nie ma szans na 60% zniżki, jaką ma już Piotrek z racji na wiele lat stażu. A tu proszę bardzo, z tych samych powodów, dla których inni zniżek nie dają, HDI robi odwrotnie. Aż nie mogłam uwierzyć. Ale i tak mnie nie już nie stać na paliwo w tym miesiącu po tych wszystkich wydatkach: przerejestrowanie, ubezpieczenie ;) Muszę też trochę przyznać, że przyzwyczaiłam się trochę do wygody bycia pasażerem, jadąc do pracy z kolezanką czy busem. Ma to swoje plusy i na pewno nie przesiądę się zupełnie na swoje auto z tego właśnie powodu i ze względu na to, że jak gdzieś jadę sama, to mi się po prostu nie opłaca. Zresztą mam nadzieję, że jeszcze 3-4 miesiące i wsiadam na rower. A samochód oczywiście się przyda i nie będzie się już trzeba prosić :) A jaki samochód? Jak od mamy to tylko mercedes benz ;)

Weszłam w posiadanie superowych rolek. Dzisiaj je wziełam do pracy na probę, bo po naszej hali jeździ się rewelacyjnie. Chciałam sprawdzić, czy ogarnę te rolki no i powinno być ok. Muszę sobie tylko jeszcze nabyć ochraniacze. A rolki są od forumowej koleżanki z Klubu Matek Wyrodnych, zgodziła się poczekać na kasę. Rolki są bardzo dobrej firmy, jak nowe i idealnie na mnie pasują. Najważniejsze, że odpadł mi cały ceremoniał wyszukiwania i podejmowania decyzji co wybrać, co przy aktualnym asortymencie jest dla mnie zawsze gehenną ;)






poniedziałek, 6 stycznia 2014

Festiwal Morsowania

Miniony weekend spędziłam w kurorcie codziennie kąpiąc się w morzu, jeżdżąc na rowerze i na... łyżwach :) Niezłe zestawienie - udało mi się podczas tych trzech dni robić moje ulubione rzeczy i dlatego pierwszy weekend roku zaliczam do zdecydowanie fantastycznych! Umożliwiła mi to pogoda, która wciąż nie jest typowo zimowa, do tego było słonecznie. Główny powód mojej wyprawy to II Festiwal Morsowania i próba bicia rekordu Guinnessa. Ponadto nie bez znaczenia jest fakt, że to właśnie na tym festiwalu rok temu kąpałam się pierwszy raz!

W piątek rano przyjechaliśmy: ja i rower. Na początek szybki wypad nad morze:



Przez cały dzień brałam udział w konferencji na temat wpływu morsowania na organizm, bo ciągle nie wiem za wiele w tych tematach i ciekawiły mnie proponowane referaty. Do tego można było posłuchać co do powiedzenia miał gość specjalny festiwalu - Wim Hof "Iceman" - niesamowity gość.


O 18 poszliśmy na plażę i pierwszy raz morsowałam po zmierzchu! Wieczorem integracja klubowa i spanko u mamy.

W sobotę zaplanowałam dzień na sportowo. Sam przejazd od mamy nad morze rowerem zajmował mi pół godziny - to dalej niż mam z domu do pracy... W południe kąpiel, a potem wybrałam się na łyżwy. Daaaawno nie jeździłam, mam nadzieję, że w tym sezonie nadrobię.
A wieczorem miał miejsce Bal Morsów. To co mi się przede wszystkim podobało, to to że byliśmy w strojach klubowych i można było się bawić na luzie. Wybawiłam się na maksa, ale też bez z myślą, żeby nie przesadzić bo następnego dnia główny punkt programu; bicie rekordu Guinessa w jednoczesnym wejściu do wody. Morsy potrafią się świetnie bawić.

Przyjechało mnóstwo klubów z Polski i zagranicy. Najpierw parada po promenadzie i prezentacja klubów, a potem wejście do tzw. strefy bicia rekordu.


Elvisy też morsują :)

Rekord z 2010, kiedy w Mielnie kąpało się jednocześnie 1054 osoby został pobity - czekamy na oficjalne potwierdzenie. Do wody weszło ok. 1300 osób.
Potem jeszcze degustacja zupy łososiowej i trzeba było wracać do domu, chociaż festiwal trwał do dzisiaj, ponieważ dzisiaj razem z chórem mieliśmy wyjazd na koncert do Szczecina.


I tak oto miałam cztery dni wolne i ani jednego nie spędziłam w całości w domu ;) Jestem trochę zmęczona fizycznie, ale psychicznie odpoczęłam i naprawdę nie myślałam o pracy. Tak jak kazał szef, dając mi urlop ;)