bo ważne jest to co TU i TERAZ

piątek, 17 lutego 2012

niespodzianka

Nie mam jakoś zakorzenionego głęboko poczucia, że muszę obchodzić hucznie walentynki, toteż prezent dla Piotrka kupiłam nie planując tego, raczej dlatego, że trafiło się coś fajnego. Ale dzień po walentynkach mamy
s w o j ą  r o c z n i c ę, nie pamiętam nawet którą dokładnie, więc kupiłam wcześniej krewetki i wino. Ale ze strony męża nie doczekałam się żadnych oznak pamięci. Niby wspominał, że ma dla mnie niespodziankę, ale będzie spóźniona, ale jakoś nie zmieniło to mojego ogólnego wrażenia, niezbyt pozytywnego. Więc zaprosiłam go na stypę z okazji naszej rocznicy, bo jak inaczej "uczcić" fakt, że byłam taka głupia żeby dać mu drugą szansę wtedy, dawno dawno temu. 
Aż tu raptem, wieczorem wołają mnie na strych, żeby coś zobaczyła. Antresola jest już pomalowana i skończona, więc nie wiedziałam, co niby miałabym tam zobaczyć. Szłam z nastawieniem, że nic nie jest w stanie zrobić na mnie większego wrażenia - no może poza jednym. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu to było właśnie t o  j e d n o. 
Takiego Elvisa mam w naszej przyszłej sypialni:



To jest to, co lubię najbardziej: kiedy ktoś pomyśli, co mi może sprawić przyjemność i zada sobie trochę trudu, co wcale nie jest równoznaczne z dużymi kosztami finansowymi. W tym przypadku Piotek uknuł to wszystko przy współudziale Jaśka, w tajemnicy przede mną i Iką :) I wyszło im fantastycznie!

czwartek, 16 lutego 2012

czego to szczyt?

Mam taki problem od co najmniej dwóch lat, że jakoś nie mogę się zorganizować i umówić córki mojej do dentysty. Bo najgorzej jak się wypadnie z tego rytmu umawiania się na wizycie na kolejną wizytę. A nasza dentystka umawia tylko w dwa dni w tygodniu i w limitowanym czasie. Przyjmując jednocześnie pacjentów - dodam - więc nie zawsze odbiera telefony. Jak mi się już udało nie zapomnieć i zadzwonić w wyznaczonym do tego terminie, to ona nie odbierała. A mi zdarzyło się pamiętać żeby zadzwonić chyba dwa razy. Raz nawet poszłam osobiście i czekałam w poczekalni, aż skończy z pacjentem, ale niestety nie zarejestrowała mnie, ponieważ właśnie przyjmowała prywatnie. Na NFZ rejestruje jak przyjmuje na NFZ. Zagotowało się we mnie i odtąd już nie jest naszą dentystką. No ale problem dzięki temu wcale nie został rozwiązany. A dziecko jęczało i jęczało, że dawno nie było u dentysty. No to jej w końcu powiedziałam: idź i się sama zarejestruj! No i poszła w końcu. Termin dostała akurat na walentynki. I co? Nie zapisałam tego w kalendarzu i zapomniałam jej przypomnieć żeby poszła... Jak się zorientowałam wczoraj, to postanowiłam, że pójdę i umówię ją na nowy termin, zanim jej powiem, że tamten termin minął ;) Poszłam dzisiaj i co? Akurat nie było pacjentów, bo chyba wolą zamiast leczyć zęby objadać się pączkami, więc tak na krzywy ryj, przy okazji, usunęłam sobie kamień z kłów :)))
To chyba jest szczyt wyrodności.

środa, 15 lutego 2012

na urlopie :)


Jak do tej pory popełniłam 16 bransoletek :)





newsletter remontowy

Chyba wspominałam, że od stycznia ruszyliśmy znowu z remontem. Chodzi o to, że uznałam, że nie ma co czekać na nie wiadomo jaki przypływ gotówki, tylko działać z nawet niewielkimi funduszami, a dodatkowo trzeba było wykorzystać wolny czas mojego męża, który aktualnie ze względu na aurę jest bezrobotny.
Poniżej efekty - antresola skończona:


Pigment użyty do osiągnięcia koloru nazywał się "brunatny". Ciekawe, że po rozmieszaniu go w farbie wyszedł nam bardziej "brudny róż" niż cokolwiek brunatnego. Ale nawet ładne wyszło, także nie mam pretensji. Natomiast pasy przy oknach zrobione zostały z mieszanki o maksymalnym nasyceniu pigmentem i wyszedł kolor niemalże czekoladowy, który naprawdę ładnie komponuje się z tym "brudnym różem" :) Pasy są dlatego, że lubię akcenty w zdecydowanych kolorach, np. cała ściana, ale przy tych skosach, to tak jakoś trudno wytypować która to miałaby być ściana. Poza tym pasy te mogą być praktyczne zważywszy na to, że Muflon uparcie wspina się łapami - nie zawsze czystymi - do okien chcąc się następnie rzucić z dachu.

Wyprowadzkę na strych planuję na ten rok. Chyba że wcześniej mąż mój wyprowadzi mnie z równowagi i się wyprowadzę. Nie na strych.

pani Maria

Cieszę się, że chociaż raz - no może nie pierwszy raz - zainteresowałam się jakąś postacią zanim umarła. To całe zamieszanie wokół czyjejś śmierci powoduje czasem, że zaczynam się kimś interesować pośmiertnie właśnie i wkurzam się, że tak późno, np. tak było z Pavarottim, czy Wisławą Szymborską. Chociaż to bez znaczenia, bo i tak bym chyba nie poznała Pavarottiego. Czy Szymborskiej. Ale głupio tak - dopiero po śmierci.
Ale wracając do tematu. Zainteresowała mnie osoba pani Marii Czubaszek i przeczytałam książkę - wywiad Artura Andrusa "Każdy szczyt ma swój Czubaszek". To niesamowita, nietuzinkowa osoba. Jestem za małe miki, żeby tu jakieś analizy przeprowadzać, ale ma świetne poczucie humoru, więc sobie zacytuję:

Nie było rozmowy

Temperatura w cieniu dochodziła do trzydziestu pięciu stopni. Plus. A on był w futrze. Brąz.
- Nie gorąco panu w tym futrze?
- Gorąco. A panu nie gorąco bez futra?
- Jeszcze jak! Dlatego się dziwię, że pan tak w tym futrze...
- Skoro panu bez futra także gorąco, to co za różnica?
- Też Tez racja. Pan stąd?
- Nie. Stamtąd - wskazał przeciwległy brzeg rzeki.
- Co tam jest?
- Tam - tamy.
- Pan jest Murzynem?
- Nie. Dlaczego?
- Zrozumiałem, że gra pan na tam-tamach.
- Źle pan zrozumiał. nie gram na tam - tamach, tylko pracuję przy tamach. To znaczy teraz ścinamy drzewa na tamy.
- Aha! To pan jest drwalem!
- Nie. Bobrem. Nie widać?
- Szczerze mówiąc, to spod tego futra widać panu tylko nos! Przepraszam... - teraz dopiero dotarło do mnie, co powiedział - kim pan jest?!
- Bobrem.
Pomyślałem, że śnię. Na wszelki wypadek uszczypnąłem go.
- Dlaczego mnie pan szczypie?!? - obruszył się. - Nie wie pan, że bobry są w Polsce pod ochroną?!
- Oczywiście, że wiem... - wyjąkałem. - Wiem wszystko o bobrach, pisałem kiedyś takie skecze. "Dzień dobry, jestem z bobry"...
- Chyba z kobry.
- A jak ja powiedziałem?
- Z bobry.
- To dobrze powiedziałem!
- Co to jest - bobra?
- Drugi przypadek rzeczownika "bóbr". Gramatyka zna takie przypadki. Kto? Co? Bóbr. Kogo? Czego? Bobra. Na przykład symbolem olimpiady w Montrealu był właśnie bobra. Wizerunek zresztą.
- A dlaczego bobra?
- Bo Kogo? Czego? A poza tym dlatego, że w Kanadzie żyją bobry. W Polsce i w Kanadzie.
- Żyjemy poza tym w jednożeństwie.
- Tego akurat nie wiedziałem!
- Ja też. Ale żona przeczytała mi o tym niedawno w encyklopedii. A ja wierzę w encyklopedię!
- A ja nie mogę uwierzyć, że pan jest bobrem!
- Dlaczego?
- Chociażby dlatego, że bobry nie mówią!
- Jest pan tego pewien?!?
- Oczywiście.
- To ja tego nie wiedziałem! Ale tego nie ma nawet w encyklopedii, niestety! No więc skąd mogę wiedzieć, że bobry nie mówią!? Cóż... w takim razie - uśmiechnął się - nie było rozmowy!

("Na wyspach Hula-Gula" rok 1980)

Tak rewelacyjny tekst, że byłam dumna mogąc go przepisać, bo przecież sama bym nigdy takiego czegoś nie napisała. "A dlaczego bobra? Bo Kogo? Czego?" - ze śmiechu się zapowietrzyłam :)))

Podoba mi się jej podejście do życia i pewnych spraw, takie zdroworozsądkowe. Zrewidowałam nawet swoje podejście do palenia papierosów. Raczej nie zacznę palić z fascynacji Marią Czubaszek, ale ok, niech sobie ci co chcą palą. Tylko tak, żeby mi nie śmierdziało. Z wyjątkiem mojego męża oczywiście. Powiedziała, że chce, żeby ją skremować to sobie jeszcze po śmierci puści dymek. A jej mąż - Wojciech Karolak - nazywa ją "zielonymi płucami Warszawy", bo pali mentolowe ;)

cała ona - na Powązkach, w worku, z papierosem - w sesji dla Playboya...

niedziela, 12 lutego 2012

Straszne lenistwo urlopowe mnie ogarnęło... Miałam chodzić na spacery na tym urlopie no i poszłam... raz do Biedronki na zakupy. Jedyne co mi się chce to robić te bransoletki - 17 zrobiłam. Jakby nie patrzeć na razie robię to co lubię ;) Do tego jeszcze mam dwie wydziergane, tylko muszę dokupić plastikowe bransoletki do obleczenia bo mi się już skończyły :) Poza tym wszystko zgodnie z rozkładem: próby chóru, dowożenie Iki do szkoły muzycznej. Aaaa, i impreza do tego była - pierwsze urodziny chóru :)
Cieszy mnie fakt, że wypełniłam już swojego PIT-a. Z zaplanowanych spraw czeka mnie jeszcze co półroczny przegląd ginekologiczny. I skończyłam pisać instrukcję do pracy - straszna kobyła, ale wreszcie mam to z głowy. Zostaną ewentualne poprawki.

niedziela, 5 lutego 2012

urlopik

Okazało się, że mam 15 dni zaległego urlopu (!)... Niestety lub stety nie dane mi było go wziąć w trakcie ferii zimowych, które w tym roku były bardzo wcześnie, od 16-go stycznia. Dostałam polecenie wzięcia urlopu w lutym. Pierwsza moja myśl była taka, że dlaczego nie bliżej wiosny? Ale w sumie, to nawet mi pasuje, a po dłuższym namyśle stwierdziłam, że bardzo mi jest potrzebny. I tak oto mam całe dwa tygodnie wolnego, oraz oczywiście plany co robić, żeby spędzić ten czas pożytecznie :) Jeden z tych bardziej przyjemnych pomysłów na spędzanie czasu to bransoletki robione na drutach z motywem warkocza, do których śliniłam się już od roku, pochodzą z Pracowni Marianny. Brak umiejętności robienia na drutach spowodował, że cały poprzedni rok wyżywałam się robiąc bransoletki szydełkowe, aż w końcu się przemogłam i wzięłam lekcje dziergania u babci. Następnie mamina nauczyła mnie robić warkocze na drutach, trochę poćwiczyłam żeby wychodziła mi odpowiednia szerokość i poszło! Teraz już nic mnie nie powstrzyma, zrobiłam ich jak na razie 6 (tylko wczoraj 2,5) i mam już upatrzone ofiary, które zostaną nimi obdarowane.



Fantastyczne jest to, że szybko się je robi i najwyraźniej najlepiej czuję się w małych formach: szalik to maximum na jakie mnie stać. Próbowałam zrobić sobie komin, ale nie wiem, czy do przyszłego sezonu zimowego bym z tym zdążyła, zwłaszcza, że niespodziewanie przyszły syberyjskie mrozy do nas. Tak, cały czas było przyjemnie jak na tę porę roku i dopiero pod koniec stycznia zima sobie o nas przypomniała. I tak po raz kolejny cieszę się że nie mieszkam na Mazurach, bo tam temperatury dochodzą do -30 stopni. U nas jest tylko -12. Luzik. Do tego właśnie na mój urlop spadł śnieg - ależ naprawdę nie trzeba było! Ale wracając do tematu, poprosiłam maminę, żeby mi zrobiła ten komin i w dwa dni miałam gotowy - to był świetny pomysł :)
Mam jeszcze parę innych pomysłów, np. słuchanie audiobooków podczas robienia bransoletek, bo szkoda czasu na słuchanie bzdur z tv. Aura jest mroźna i słoneczna więc spacery w tempie marszobiegowym będą z pewnością dobrym pomysłem. Aczkolwiek nie czuję w sobie nieodpartej chęci do wychodzenia w domu, to może się to zmieni...