bo ważne jest to co TU i TERAZ

sobota, 22 września 2012

Przeżyłam wczoraj swoje pierwsze, mega rozczarowanie jako matka. Ogrom tego rozczarowania zawdzięczam po części swojemu podejściu do tematu niestety. Nie potrafię ciągle nic poradzić na to, że Piotrek pije. Nie piszę nawet już na ten temat, bo postanowiłam, że nie będę tu narzekać. Powód:





także zamiast narzekać trzeba działać i zmieniać to, co nas uwiera.
Jest mi przykro, że mój syn ma taki anty-wzór w domu. Naprawdę chciałabym, żeby był mądrzejszy. Nawet niedawno o tym rozmawialiśmy. I co? I przyszedł wczoraj do domu pijany! Ma 14,5 roku! To co ja wtedy poczułam jest ciężko opisać. A to w dużym stopniu dlatego, że Jasiek jest kimś, w kim do tej pory miałam oparcie, kiedy Piotrek zawodził. A on chyba za młody jest na to, żeby zastępować ojca w rodzinie. Mam tego świadomość. Przybiła mnie wizja jakby to było, gdyby na zmianę przychodzili pijani do domu i stwierdziłam, ze tego bym nie zniosła. Oczywiście dzisiaj rano Jasiek się z tego tłumaczył, że tylko chciał spróbować i że to się nie powtórzy. Hehe. Możliwe. Mam nadzieję.
"Najśmieszniejsze" w tym wszystkim jest to, że na miejscu Piotrka nawet nie próbowałabym mu zwracać uwagi. Pogratulowałam mu, że "jaki ojciec taki syn". Może być z siebie dumny. A Jaśkowi powiedziałam, że jeśli ma zamiar podtrzymać tradycje rodzinne, to jest na najlepszej drodze. Jak to robić - przykład ma na co dzień.  
Może nie ma sensu histeryzować. Pewnie zareagowałabym inaczej, gdybym tak nie obawiała się że Jasiek pójdzie w ślady ojca i dziadka. A to chyba świadczy o tym, że w jakimś stopniu jestem współuzależniona. może wszyscy się nadajemy do poradni AA?



piątek, 20 lipca 2012

Właśnie kończy mi się urlop. Tym razem były to dwa tygodnie bez przerwy, inaczej niż w zeszłym roku. Urlopowanie 2 razy po 1 tygodniu ma tę wadę, że trzeba 2 razy wdrażać się do pracy po przerwie - taki jest mój wniosek z zeszłego roku. To ja już wolę to przechodzić raz. 

Mam trochę problem z tym, jak spędzać urlop, żeby potem móc powiedzieć, że był to czas pożytecznie spędzony. Robienie "nic" przez 2 tygodnie nie wchodzi w grę. Zawsze są plany, co do zagospodarowania tego czasu, np. zaległe wizyty lekarskie, zaległe wizyty towarzyskie, czytanie, załatwianie tego, na co nie ma czasu gdy się pracuje, itd. Przeszło mi przez myśl sprzątanie, ale na całe szczęście szybko odgoniłam od siebie tę myśl. Mam trochę brudne okna, ale trudno, umyje się kiedy indziej ;)

Pierwszy tydzień urlopu spędziłam nad jeziorem, w gospodarstwie agroturystycznym. Pojechała ze mną koleżanka ze swoimi dziećmi, także ja miałam towarzystwo i Robaki też. Do tego jeszcze zabrałam dzieci przyjaciółki, bo mnie prosiła i w sumie miałyśmy sześcioro dzieci w wieku od 7 do 14 lat :) Ale byłyśmy dobrze przygotowane i zorganizowane i świetnie dałyśmy radę. Uważam, że nawet gotowanie i mycie garów na urlopie uchodzi łatwiej, jeśli nie robi się tego w domu. W ogóle lepszy wyjazd choćby do mamy na działkę niż siedzenie w domu. Ale wracając do tego wyjazdu nad jezioro, to pogoda nam się udała, opalenizna nabyta, popływaliśmy w jeziorze. Ponadto tamtejsze atrakcje takie jak lepienie z gliny, tkanie na krosnach, dojenie kóz - też zostały zaliczone. Dominika była w raju, ponieważ codziennie jeździła konno.

 ...oprócz błękitnego nieba, nic nam więcej nie potrzeba...

 pytanie: gdzie jest żaba?

 lepio garki, lepio, hej!

 Ika + Soraya = pełnia szczęścia

 jeziora tam są piękne

 taka sobie wieczorna sielanka

 dojenie i smyranie kóz za uszami

ja i moje Robaki

moja tęsknota za rowerem...

... i Piotrka za koparką ;)))

Dzisiaj już koniec urlopu i muszę się zabrać za obiad, bo po 15:00 jedziemy po Dominikę, potem próba i występ naszego chóru z Chórem Ojczyzna w ramach Polonijnego Lata w Koszalinie - stresik...

sobota, 2 czerwca 2012

I tak oto minął sobie maj, bez słowa wzmianki z mojej strony. A to trochę niesprawiedliwe, bo to taki piękny miesiąc. Było kilka pięknych dni, wręcz upalnych i wywołałam już pierwsze piegi ;) Rozpoczęłam też sezon rowerowy: dwa tygodnie temu odbył się kolejny rajd rowerowy, a w minionym tygodniu trzy razy jechałam do pracy rowerem. I mam zamiar jeździć jak najczęściej, aż do jesieni.

Z okazji Dnia Matki córka zrobiła mój portret:



Kochane dziecko - zrobiła mi ładniejszy nos! :) Dostałam też od dzieci suszarkę do włosów, bo poprzedniczka dokonała żywota, a ostatnia jaką mieliśmy w domu przegrzewała się i sama wyłączała.
Z okazji Dnia Dziecka ja najchętniej spędziłabym czas z dzieciami jakoś fajnie, ale pogoda totalnie nie dopisała. Dostali więc na razie po słoiku nutelli.
Za niecałe 4 tygodnie koniec roku szkolnego. Jasiek nadal utrzymuje dość dobry poziom, nie powinno być miernych na koniec roku. Liczę też na 4 z niemieckiego ;) Natomiast Dominika ma szansę na stypendium burmistrza w nagrodę za wyniki w nauce. Byłoby super gdyby je dostała, można by wydać te pieniądze zgodnie z przeznaczeniem, ponieważ w przyszłym roku szkolnym Dominika będzie potrzebowała instrumentu klawiszowego do szkoły muzycznej, a to niemały wydatek. No ale zobaczymy.

A w pracy... nieogar i zapierdziel ;)

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

żeby było...

Żeby nie było, że się chwalę.
Żeby było, że popieram akcje mające po prostu pomóc innym :)

Tak się złożyło, że miałam możliwość wziąć w ciągu dwóch dni w dwóch takich akcjach.

Pierwsza, to ogólnopolska zbiórka krwi pod patronatem motocyklistów: Motoserce.


Przejechałam się na motocyklu w paradzie jak jakiś VIP, a następnie oddałam krew - drugi raz w życiu, ale po 15 latach.

A dzisiaj byłam kłuta po raz drugi - z okazji Dnia Dawcy Szpiku i akcji rejestrowania się w bazie potencjalnych dawców szpiku.


I o ile jestem świadoma, że motocyklistom potrzebne są takie akcje w celu poprawienia swojego nie całkiem dobrego wizerunku, to w tym drugim przypadku jest pod wrażeniem wielkiej mobilizacji jaką wzbudził apel organizatorów tego przedsięwzięcia. W czasie od 12 - 18 zarejestrowało się ponad 500 osób. Tyle to na pewno nie zarejestrowało się w naszym regionie od początku roku!

niedziela, 22 kwietnia 2012

Przyszedł czas na refleksję nad urodzinami mojej jedynej córki :) Skończyła wczoraj 13 lat. Jak pamiętam siebie, to właśnie po skończeniu 13 lat uznałam, że można nazywać mnie "nastolatką". No i w tym wieku byłam kiedy w wypadku zginął mój tato.
Tutaj jako księżniczka, ale dla mnie jest Myszką/Myszą, Rybką/Rybą, Żabą/Żabiszczem...


Ma tak wiele pasji, że paradoksalnie może mieć problem z wyborem tego, co chce robić w życiu. Poza gitarą, śpiewem, malowaniem najważniejsze są jednak konie :)
Wszystkiego najlepszego Kochanie, życzę Ci przede wszystkim zdrowia :*

czwartek, 29 marca 2012

Jutro urodziny mojego Jaśka. Od lat to się nie zmienia że już w przeddzień jego urodzin wspominam sobie jak to było wtedy. Urodziny Dominiki to tez ważny dzień, ale jednak to od urodzin Jaśka wszystko się zmieniło - on był pierwszy :)


Kiedyś taki malutki, a teraz wyższy ode mnie, o rozmiarze buta nie wspomnę ;)


100 lat Misiu!

piątek, 17 lutego 2012

niespodzianka

Nie mam jakoś zakorzenionego głęboko poczucia, że muszę obchodzić hucznie walentynki, toteż prezent dla Piotrka kupiłam nie planując tego, raczej dlatego, że trafiło się coś fajnego. Ale dzień po walentynkach mamy
s w o j ą  r o c z n i c ę, nie pamiętam nawet którą dokładnie, więc kupiłam wcześniej krewetki i wino. Ale ze strony męża nie doczekałam się żadnych oznak pamięci. Niby wspominał, że ma dla mnie niespodziankę, ale będzie spóźniona, ale jakoś nie zmieniło to mojego ogólnego wrażenia, niezbyt pozytywnego. Więc zaprosiłam go na stypę z okazji naszej rocznicy, bo jak inaczej "uczcić" fakt, że byłam taka głupia żeby dać mu drugą szansę wtedy, dawno dawno temu. 
Aż tu raptem, wieczorem wołają mnie na strych, żeby coś zobaczyła. Antresola jest już pomalowana i skończona, więc nie wiedziałam, co niby miałabym tam zobaczyć. Szłam z nastawieniem, że nic nie jest w stanie zrobić na mnie większego wrażenia - no może poza jednym. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu to było właśnie t o  j e d n o. 
Takiego Elvisa mam w naszej przyszłej sypialni:



To jest to, co lubię najbardziej: kiedy ktoś pomyśli, co mi może sprawić przyjemność i zada sobie trochę trudu, co wcale nie jest równoznaczne z dużymi kosztami finansowymi. W tym przypadku Piotek uknuł to wszystko przy współudziale Jaśka, w tajemnicy przede mną i Iką :) I wyszło im fantastycznie!

czwartek, 16 lutego 2012

czego to szczyt?

Mam taki problem od co najmniej dwóch lat, że jakoś nie mogę się zorganizować i umówić córki mojej do dentysty. Bo najgorzej jak się wypadnie z tego rytmu umawiania się na wizycie na kolejną wizytę. A nasza dentystka umawia tylko w dwa dni w tygodniu i w limitowanym czasie. Przyjmując jednocześnie pacjentów - dodam - więc nie zawsze odbiera telefony. Jak mi się już udało nie zapomnieć i zadzwonić w wyznaczonym do tego terminie, to ona nie odbierała. A mi zdarzyło się pamiętać żeby zadzwonić chyba dwa razy. Raz nawet poszłam osobiście i czekałam w poczekalni, aż skończy z pacjentem, ale niestety nie zarejestrowała mnie, ponieważ właśnie przyjmowała prywatnie. Na NFZ rejestruje jak przyjmuje na NFZ. Zagotowało się we mnie i odtąd już nie jest naszą dentystką. No ale problem dzięki temu wcale nie został rozwiązany. A dziecko jęczało i jęczało, że dawno nie było u dentysty. No to jej w końcu powiedziałam: idź i się sama zarejestruj! No i poszła w końcu. Termin dostała akurat na walentynki. I co? Nie zapisałam tego w kalendarzu i zapomniałam jej przypomnieć żeby poszła... Jak się zorientowałam wczoraj, to postanowiłam, że pójdę i umówię ją na nowy termin, zanim jej powiem, że tamten termin minął ;) Poszłam dzisiaj i co? Akurat nie było pacjentów, bo chyba wolą zamiast leczyć zęby objadać się pączkami, więc tak na krzywy ryj, przy okazji, usunęłam sobie kamień z kłów :)))
To chyba jest szczyt wyrodności.

środa, 15 lutego 2012

na urlopie :)


Jak do tej pory popełniłam 16 bransoletek :)





newsletter remontowy

Chyba wspominałam, że od stycznia ruszyliśmy znowu z remontem. Chodzi o to, że uznałam, że nie ma co czekać na nie wiadomo jaki przypływ gotówki, tylko działać z nawet niewielkimi funduszami, a dodatkowo trzeba było wykorzystać wolny czas mojego męża, który aktualnie ze względu na aurę jest bezrobotny.
Poniżej efekty - antresola skończona:


Pigment użyty do osiągnięcia koloru nazywał się "brunatny". Ciekawe, że po rozmieszaniu go w farbie wyszedł nam bardziej "brudny róż" niż cokolwiek brunatnego. Ale nawet ładne wyszło, także nie mam pretensji. Natomiast pasy przy oknach zrobione zostały z mieszanki o maksymalnym nasyceniu pigmentem i wyszedł kolor niemalże czekoladowy, który naprawdę ładnie komponuje się z tym "brudnym różem" :) Pasy są dlatego, że lubię akcenty w zdecydowanych kolorach, np. cała ściana, ale przy tych skosach, to tak jakoś trudno wytypować która to miałaby być ściana. Poza tym pasy te mogą być praktyczne zważywszy na to, że Muflon uparcie wspina się łapami - nie zawsze czystymi - do okien chcąc się następnie rzucić z dachu.

Wyprowadzkę na strych planuję na ten rok. Chyba że wcześniej mąż mój wyprowadzi mnie z równowagi i się wyprowadzę. Nie na strych.

pani Maria

Cieszę się, że chociaż raz - no może nie pierwszy raz - zainteresowałam się jakąś postacią zanim umarła. To całe zamieszanie wokół czyjejś śmierci powoduje czasem, że zaczynam się kimś interesować pośmiertnie właśnie i wkurzam się, że tak późno, np. tak było z Pavarottim, czy Wisławą Szymborską. Chociaż to bez znaczenia, bo i tak bym chyba nie poznała Pavarottiego. Czy Szymborskiej. Ale głupio tak - dopiero po śmierci.
Ale wracając do tematu. Zainteresowała mnie osoba pani Marii Czubaszek i przeczytałam książkę - wywiad Artura Andrusa "Każdy szczyt ma swój Czubaszek". To niesamowita, nietuzinkowa osoba. Jestem za małe miki, żeby tu jakieś analizy przeprowadzać, ale ma świetne poczucie humoru, więc sobie zacytuję:

Nie było rozmowy

Temperatura w cieniu dochodziła do trzydziestu pięciu stopni. Plus. A on był w futrze. Brąz.
- Nie gorąco panu w tym futrze?
- Gorąco. A panu nie gorąco bez futra?
- Jeszcze jak! Dlatego się dziwię, że pan tak w tym futrze...
- Skoro panu bez futra także gorąco, to co za różnica?
- Też Tez racja. Pan stąd?
- Nie. Stamtąd - wskazał przeciwległy brzeg rzeki.
- Co tam jest?
- Tam - tamy.
- Pan jest Murzynem?
- Nie. Dlaczego?
- Zrozumiałem, że gra pan na tam-tamach.
- Źle pan zrozumiał. nie gram na tam - tamach, tylko pracuję przy tamach. To znaczy teraz ścinamy drzewa na tamy.
- Aha! To pan jest drwalem!
- Nie. Bobrem. Nie widać?
- Szczerze mówiąc, to spod tego futra widać panu tylko nos! Przepraszam... - teraz dopiero dotarło do mnie, co powiedział - kim pan jest?!
- Bobrem.
Pomyślałem, że śnię. Na wszelki wypadek uszczypnąłem go.
- Dlaczego mnie pan szczypie?!? - obruszył się. - Nie wie pan, że bobry są w Polsce pod ochroną?!
- Oczywiście, że wiem... - wyjąkałem. - Wiem wszystko o bobrach, pisałem kiedyś takie skecze. "Dzień dobry, jestem z bobry"...
- Chyba z kobry.
- A jak ja powiedziałem?
- Z bobry.
- To dobrze powiedziałem!
- Co to jest - bobra?
- Drugi przypadek rzeczownika "bóbr". Gramatyka zna takie przypadki. Kto? Co? Bóbr. Kogo? Czego? Bobra. Na przykład symbolem olimpiady w Montrealu był właśnie bobra. Wizerunek zresztą.
- A dlaczego bobra?
- Bo Kogo? Czego? A poza tym dlatego, że w Kanadzie żyją bobry. W Polsce i w Kanadzie.
- Żyjemy poza tym w jednożeństwie.
- Tego akurat nie wiedziałem!
- Ja też. Ale żona przeczytała mi o tym niedawno w encyklopedii. A ja wierzę w encyklopedię!
- A ja nie mogę uwierzyć, że pan jest bobrem!
- Dlaczego?
- Chociażby dlatego, że bobry nie mówią!
- Jest pan tego pewien?!?
- Oczywiście.
- To ja tego nie wiedziałem! Ale tego nie ma nawet w encyklopedii, niestety! No więc skąd mogę wiedzieć, że bobry nie mówią!? Cóż... w takim razie - uśmiechnął się - nie było rozmowy!

("Na wyspach Hula-Gula" rok 1980)

Tak rewelacyjny tekst, że byłam dumna mogąc go przepisać, bo przecież sama bym nigdy takiego czegoś nie napisała. "A dlaczego bobra? Bo Kogo? Czego?" - ze śmiechu się zapowietrzyłam :)))

Podoba mi się jej podejście do życia i pewnych spraw, takie zdroworozsądkowe. Zrewidowałam nawet swoje podejście do palenia papierosów. Raczej nie zacznę palić z fascynacji Marią Czubaszek, ale ok, niech sobie ci co chcą palą. Tylko tak, żeby mi nie śmierdziało. Z wyjątkiem mojego męża oczywiście. Powiedziała, że chce, żeby ją skremować to sobie jeszcze po śmierci puści dymek. A jej mąż - Wojciech Karolak - nazywa ją "zielonymi płucami Warszawy", bo pali mentolowe ;)

cała ona - na Powązkach, w worku, z papierosem - w sesji dla Playboya...

niedziela, 12 lutego 2012

Straszne lenistwo urlopowe mnie ogarnęło... Miałam chodzić na spacery na tym urlopie no i poszłam... raz do Biedronki na zakupy. Jedyne co mi się chce to robić te bransoletki - 17 zrobiłam. Jakby nie patrzeć na razie robię to co lubię ;) Do tego jeszcze mam dwie wydziergane, tylko muszę dokupić plastikowe bransoletki do obleczenia bo mi się już skończyły :) Poza tym wszystko zgodnie z rozkładem: próby chóru, dowożenie Iki do szkoły muzycznej. Aaaa, i impreza do tego była - pierwsze urodziny chóru :)
Cieszy mnie fakt, że wypełniłam już swojego PIT-a. Z zaplanowanych spraw czeka mnie jeszcze co półroczny przegląd ginekologiczny. I skończyłam pisać instrukcję do pracy - straszna kobyła, ale wreszcie mam to z głowy. Zostaną ewentualne poprawki.

niedziela, 5 lutego 2012

urlopik

Okazało się, że mam 15 dni zaległego urlopu (!)... Niestety lub stety nie dane mi było go wziąć w trakcie ferii zimowych, które w tym roku były bardzo wcześnie, od 16-go stycznia. Dostałam polecenie wzięcia urlopu w lutym. Pierwsza moja myśl była taka, że dlaczego nie bliżej wiosny? Ale w sumie, to nawet mi pasuje, a po dłuższym namyśle stwierdziłam, że bardzo mi jest potrzebny. I tak oto mam całe dwa tygodnie wolnego, oraz oczywiście plany co robić, żeby spędzić ten czas pożytecznie :) Jeden z tych bardziej przyjemnych pomysłów na spędzanie czasu to bransoletki robione na drutach z motywem warkocza, do których śliniłam się już od roku, pochodzą z Pracowni Marianny. Brak umiejętności robienia na drutach spowodował, że cały poprzedni rok wyżywałam się robiąc bransoletki szydełkowe, aż w końcu się przemogłam i wzięłam lekcje dziergania u babci. Następnie mamina nauczyła mnie robić warkocze na drutach, trochę poćwiczyłam żeby wychodziła mi odpowiednia szerokość i poszło! Teraz już nic mnie nie powstrzyma, zrobiłam ich jak na razie 6 (tylko wczoraj 2,5) i mam już upatrzone ofiary, które zostaną nimi obdarowane.



Fantastyczne jest to, że szybko się je robi i najwyraźniej najlepiej czuję się w małych formach: szalik to maximum na jakie mnie stać. Próbowałam zrobić sobie komin, ale nie wiem, czy do przyszłego sezonu zimowego bym z tym zdążyła, zwłaszcza, że niespodziewanie przyszły syberyjskie mrozy do nas. Tak, cały czas było przyjemnie jak na tę porę roku i dopiero pod koniec stycznia zima sobie o nas przypomniała. I tak po raz kolejny cieszę się że nie mieszkam na Mazurach, bo tam temperatury dochodzą do -30 stopni. U nas jest tylko -12. Luzik. Do tego właśnie na mój urlop spadł śnieg - ależ naprawdę nie trzeba było! Ale wracając do tematu, poprosiłam maminę, żeby mi zrobiła ten komin i w dwa dni miałam gotowy - to był świetny pomysł :)
Mam jeszcze parę innych pomysłów, np. słuchanie audiobooków podczas robienia bransoletek, bo szkoda czasu na słuchanie bzdur z tv. Aura jest mroźna i słoneczna więc spacery w tempie marszobiegowym będą z pewnością dobrym pomysłem. Aczkolwiek nie czuję w sobie nieodpartej chęci do wychodzenia w domu, to może się to zmieni...

piątek, 6 stycznia 2012

Simplification - I like it


Znalazłam obrazek i zdjęcie tu i ku pamięci muszę to sobie wstawić na bloga. Zamiast postanowień noworocznych, jako postanowienia na całe życie :)

1. When deciding whether or not to do something (or buy something) if the answer is not "Absofrickinglutely!" then let the answer be a definitive, "No." I read this in a book recently, and it has been life-changing. Do you want to volunteer for the school annual fund this year? Well, I guess I should, but....STOP! The answer is no. Do you want to help the first grade bake cookies for Valentine's Day? Absofrickinlutely! You get the idea?

2. Purge, Purge, Purge. I think there are at least one zillion sayings that roughly translate to the less you own, the less that owns you. Grab a bag and purge. A bag a day for 30 days? Sure. And when you are tempted to buy something new, see #1 (Do you absofrickinlutely have to have it?)

3. Set limits to your availability and access to technology. My personal rule is that I log off at 7:30pm every night. No texts, no emails, no internet after that point. That way, I can relax without interruption and spend time with my family. Set limits to checking your email, too. A couple times a day (or a few more depending on your needs.) Otherwise, you can seriously spend your entire day checking your email and sending texts. I also recommend a technology fast every once in awhile. (Talk about feeling healthy and refreshed!)

4. Outsource, delegate, repeat. No one can do it all. (Unless of course, you can, in which case, can you call me so that I can delegate some tasks to you?) Hire a neighbor's cash-thirsty teenager to help with some household chores. Try to find room in your budget to outsource the most time-consuming things on your list.

5. Set your sights on new experiences, not new things. Experiences, more than material things, are what make humans the happiest. Perhaps rather than creating a wish list that includes new "things" (which will require packaging, un-packaging, using, storing, cleaning, upkeep, etc.) think about setting your heart's desire on new experiences. A backpacking trip. A new yoga class. A massage. A night with the TV turned off, cell phones on mute, laptops closed, playing backgammon with loved ones. Simply sublime.

środa, 4 stycznia 2012

śpiewać każdy może :)

Pisałam, że od końca września na próbach chóru ćwiczyliśmy kolędy na koncert, który odbył się 28-go grudnia. Był to bardzo ważny koncert, bo rozreklamowany w całym mieście i miał tak jakby zaprezentować w pełni nasz chór. Centrum Kultury, pod które podlegamy, szarpnęło się nawet na jednakowe stroje dla nas wszystkich. Śpiewaliśmy z towarzyszeniem dzieci ze Szkoły Muzycznej. Wyszło bardzo fajnie, ale trema była :)


nasz maestro :)

pan da

Obiecałam pandę, oto ona: