bo ważne jest to co TU i TERAZ

poniedziałek, 21 września 2015

Minęło pół roku, odkąd ostatnio pisałam. Jestem mniej szczęśliwa, tak od około czterech miesięcy. Najpierw mama zaczęła mieć kłopoty ze znalezieniem pracy na stałe i do tej pory się tym martwię. A potem, w maju Piotrek znowu zaczął pić. Tak jakby założył sobie że nie pije rok, a potem się zobaczy.
I od tego czasu mam z powrotem swoją huśtaweczkę. Jak nie pije jakiś czas to jest dobrze, zaczynam się znów otwierać, a wtedy znowu... łup!
Nie jest mi lekko, zwłaszcza jak się za wszelką cenę chce być silną i nie pozwolić sobie na żadne słabości - Pani Perfekcyjna Co Nigdy Nie Płacze.
Dopiero na terapii, w rozmowie dochodzę do tego, co naprawdę w głębi czuję. Że jestem nieszczęśliwa, samotna. Że te wszystkie drobiazgi, które mnie cieszyły jeszcze pół roku temu, już mnie nie cieszą. Że teraz źle się tu czuję. I nie jest mi dobrze być razem z kimś, kto... ech.
Do głowy przychodzą mi różne rzeczy. Zastanawiałam się, czy iść na studia podyplomowe, ale nie wiem na jakie. Nie wiem, co chciałabym dalej robić. Raz czuję się dobra w tym, co robię, a raz mam doła i czuję się beznadziejna. I nie chcę tego robić, mam już przesyt swoją pracą, czuję się coraz bardziej wypalona. Myślę, ze najbardziej chciałabym podróżować. Może wyjechać gdzieś i zostać na przykład kelnerką. A jak będę chciała poznać świat dalej, to się zabiorę i pojadę gdzieś indziej. Takie mi pomysły przychodzą do głowy. A może powinnam poszukać pracy związanej z podróżowaniem...
Jak opowiedziałam to wszystko mojej terapeutce, to zapytała, czy gdyby z Piotrkiem układało się dobrze, to czy też bym tak myślała. Prawda jest taka, że pół roku temu tak nie myślałam.

Od kilku tygodni chodzę jak znieczulona i nie wiem, co zrobić, jak z nim rozmawiać. Jak raz spróbowałam, nie był wtedy całkiem trzeźwy, to do tej pory pamiętam to spojrzenie pod tytułem: wal się. Znowu stosuje swoje manipulacje i sztuczki pijackie, nawet udało mu się wzbudzić we mnie niepewność, że może znowu się czepiam, o co mi chodzi?

No to w związku z tym, że już nie wiem, jak do niego trafić, jedyne co mi przyszło do głowy to podjąć decyzję. Porozmawiała trochę z dziećmi o tym, co czuję. Najrozsądniej byłoby scedować na niego resztę kredytu i wyprowadzić się, na przykład do Białogardu.

Tylko martwi mnie to, że teściowa ostatnio zaczęła chorować. W tym tygodniu będzie miała operację, ma stwierdzone jakieś zmiany nowotworowe, co prawda nie złośliwe, ale do tego jeszcze doszła cukrzyca. To nie ułatwia sprawy...

Z tego wszystkiego o najfajniejszej sprawie piszę na koniec. Tak się złożyło, że urlop w tym roku jeszcze przede mną. Wzięłam tylko tydzień w lipcu - pojechałyśmy z Dominiką na pielgrzymkę rowerową do Częstochowy :) Dwutygodniowy wypoczynek wypada mi więc w drugiej połowie października i wymyśliłam, że odwiedzę w końcu Celinę w Mediolanie :):):) Tyle razy mnie zapraszała, a ja zawsze miałam skrupuły, bo nie było mnie stać, żeby zabrać rodzinę, więc wolałam też nie jechać.
Aż tu w tym roku mój mąż obwieścił mi że jedzie do Egiptu, ze swoim najlepszym kolegą. Bez żadnych skrupułów. Hmmm, to mi dało do myślenia odnośnie mojego podejścia do tematu ;) Ostatecznie nie pojechał, bo zapił. A ja pojadę - zarezerwowałam już bilety!!!

2 komentarze:

  1. Aniu powodzenia !
    Ktoś mi kiedyś powiedział "bądź zdrowym egoistą i myśl też o sobie ,a nie bądź taką Matką Polką "
    Zgadzam się z tym.Jedź do koleżanki i odpocznij :)
    Czekam na kartkę pa

    OdpowiedzUsuń
  2. Duzo wiary we wlasne sily!Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń