Tydzień temu znalazłam wreszcie mieszkanie, które spełnia moje oczekiwania: nie za małe, nie za duże, nie zagracone (ale meble w kuchni są) i takie, w którym wiem, że będę się w nim dobrze czuła.
Kiedy to, co było w sferze planów nabrało realnych kształtów, to dopiero załapałam doła! I nie dało się nawet trzymać fasonu w tej sytuacji, po prostu było mi szkoda, przykro, żal, zastanawiałam się czy coś jeszcze można było zrobić. Musiałam o tym z kimś porozmawiać, szukałam potwierdzenia, czy dobrze robię. Dzięki temu przekonałam się na ile osób mogę liczyć!
A potem znalazłam ciekawy artykuł dotyczący zmiany. Pomógł mi zrozumieć, co przechodzę. Przede wszystkim dręczył mnie 'efekt utopionych kosztów', czyli właśnie myślenie o tych 20 wspólnych latach, o nakładzie emocji, uczuć, planów i faktycznych kosztów materialnych. Dotyczyło mnie także coś, co nazywa się 'eskalacją zaangażowania'. Objawiało się to tym, że przez te ostatnie lata, kiedy traciłam nadzieję, ze może być lepiej w naszym związku, to Piotrek nagle potrafił pokazać, jaki to on jest świetny itd. Inaczej nazywa się to 'wzmacnianie sporadyczne'. Jak sobie to uświadomiłam, to doszłam do wniosku, że ok, pozwolę sobie na przeżycie tego całego żalu, ale nie pozwolę, żeby mnie zatrzymywał w miejscu (Peg Streep, Alan B. Bernstein "Daruj sobie. Przewodnik dla tych którzy nie potrafią przestać").
Ostatecznie wszelkie wątpliwości uległy rozwianiu, jak zajrzałam na swojego poprzedniego bloga, którego pisałam od 2005 roku. Już zapomniałam o tym, ale ja plany związane z wyprowadzeniem się miałam już ponad 10 lat temu. Wtedy jeszcze nie miałam kredytu, myślałam o tym żeby zamienić kawalerkę moją i mamy na większe mieszkanie i zamieszkać z babcią. Ale jednak kilka lat później wzięliśmy kredyt na remont tego strychu. Chciałam wierzyć, że między nami się ułoży. A potem długo nie miałam już pola manewru ze względu na finanse. Dopiero odkąd zaczęłam chodzić na terapię zmienił się też mój stosunek do wszystkiego i zaczęłam myśleć bardziej o sobie. Dzięki temu pomału pospłacałam swoje długi, debety i karty.
I tak oto ostatecznie straciłam wątpliwości odnośnie tego co jest słuszne. Chociaż dużo mnie to kosztowało. Dzisiaj rozmawiałam z właścicielami mieszkania i podpisujemy umowę. To ważny dzień dla mnie. Jutro i pojutrze pojadę posprzątać po remoncie i po malowaniu, a w sobotę chciałabym przewieźć najcięższe rzeczy.
W międzyczasie myślę, co mam do kupienia, co w pierwszej kolejności, co później na spokojnie. Także wygląda na to, że to mój ostatni tydzień tutaj.
Wszyscy pytają, co Piotrek na to. Jak mówię, że nic, to nie rozumieją, jak to możliwe. Że nie zależy mu? Ale ja myślę, że on już po prostu w tym temacie nie ma żadnych argumentów i dlatego nie ma żadnej rozmowy. Radzi sobie tak jak potrafi z sytuacją, czyli raz jest trzeźwy, raz nie. Ale wiem, że nie jest mu lekko i tylko się cieszę, że nie jesteśmy pokłóceni czy poobrażani na siebie.
Hej,
OdpowiedzUsuńWidzę, że masz linki do mojego bloga malemen.blox.pl (Mężczyzna Szczery Do Bólu) jednak zmieniłem adres na https://szczerydobolu.pl ! Byłbym wdzięczny za aktualizację linków do bloga!
Pozdrawiam
Mężczyzna Szczery Do Bólu
I jak zmiany? Utrwalily sie po tych dwoch latach?
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze tak.
Pozdrawiam